niedziela, 27 stycznia 2013

Fantastyczne ekstrapolacje Dana Simmonsa

Dana Simmonsa nie trzeba nikomu przedstawiać. Każdy, jako tako zorientowany w literaturze fantastycznej, choć nie tylko, powinien wiedzieć kto zacz. Jeden z najwybitniejszych, współczesnych twórców literatury rozrywkowej, którego admiratorem i ja pozostaję. Nie znaczy to oczywiście, że moje uwielbienie jest bezkrytyczne, o czym świadczyć może moja niezbyt pochlebna recenzja "Fabryki kanciarzy":

W każdym razie Simmonsowi najlepiej robi zajmowanie się fantastyką sensu largo. Poniżej krótka opinia o dwóch jego dziełach wydanych niedawno w omnibusie przez Prószyńskiego.

"Wydrążony człowiek"
Bardzo smutna i przygnębiająca jest to historia. Simmons snuje mocno naukową wizję telepatii będącej mutacją umysłu człowieka jako czołowej fali stojącej, składającej się z mniejszych, zazębiających się holograficznych funkcji falowych, gdzie mózg stanowi interferometr umożliwiający korzystanie z umysłu na poziomie świadomości. Normalny umysł potrafi w tej sytuacji odczytywać informacje na czołach własnych fal, umysł telepaty czyni to także na czołach fal umysłów innych ludzi. Ekstrapolacja Simmonsa idzie oczywiście o wiele dalej, w zasadzie zmierza do odpowiedzi na pytanie, czy człowiek jest biernym obserwatorem otaczającego go wszechświata, czy tak naprawdę przez swoją obserwację konkretyzuje jego możliwe stany, jego prawdopodobieństwa. Do zobrazowania tego dylematu Simmons wykorzystuje mechanikę kwantową, interferencję fal i cząstek, geometrię fraktalną, teorię względności, a przede wszystkim interpretację kopenhaską funkcji falowej. 
Jak to u Simmonsa bywa "Wydrążony człowiek" znajduje inspirację w literaturze, a dokładnie w wierszu T.S.Elliota: http://www.wiersze.annet.pl/w,,10738
Fantastycznonaukowa ekstrapolacja na poziomie kwantowym zostaje wykorzystana do przedstawienia przejmującej, plastycznej wędrówki Jeremy'ego Bremena poprzez coraz niższe kręgi piekła ludzkiej psychiki, aż po koniec i nowy początek. Jest to podróż telepaty, człowieka wrażliwego i dobrego, w kontakcie ze społeczeństwem, którego przedstawiciele są małostkowi, płytcy, zakompleksienie, egocentryczni, podli, i ogólnie źli. Trochę tutaj Simmons upraszcza, spłyca na potrzeby fabuły jednowymiarowy odbiór takich, a nie innych bodźców, niemniej samotnośc Jeremy'ego Bremena po utracie żony jest porażająca. 
Dan Simmons to klasa sama w sobie, co udowadnia "Wydrążonym człowiekiem". Fascynująca, wciągająca opowieść, podbudowana wybornym fundamentem fantastyczn-naukowym, do tego kompletna konceptualnie (proszę zwrócić uwagę na związek pomiędzy ostatnim słowem powieści, tytułami większości rozdziałów oraz telepatią Bremena i jego żony, po prostu majstersztyk!; a to tylko jeden z wielu smaczków) i rewelacyjna fabularnie (opisy gehenny Robby'ego, czy cała, długa opowieść o horrorze Bremena w domu pani Morgan, są bardziej przerażające niż ze 5 książek Stefana Króla razem wziętych), więc nie pozostaje nic tylko kupować i czytać.

"Muza ognia"
Jest to opowieść z zupełnie innej bajki niż realistyczny "Wydrążony człowiek". Mini space-opera, aż zbyt intensywnie inspirowana twórczością Szekspira. Generalnie odniosłem wrażenie, że sztafaż fantastyczny i cały świat przedstawiony służą przede wszystkim zaprezentowaniu dzieł angielskiego barda. Na 100 stronach dostajemy wykład z tego, jak należy odbierać "Króla Leara", "Makbeta", "Romeo i Julię", "Wiele hałasu o nic", czy "Hamleta". W kulminacyjnym momencie "Muzy ognia" mamy kilkustronicowy opis odgrywania w całości przez dwie osoby "Romea i Julii" ... w przestrzeni kosmicznej. Mam wrażenie, że Simmons chciał się zabawić formą i pochwalić się swoją literacką erudycją. Fabuła jest dosyć standardowa, zakończenie nijakie i nieczytelne. W dodatku nie dostajemy odpowiedzi czym jest ta "muza ognia", tzn. skąd się wzięła i kim (lub czym) jest kobieta będąca głosem statku. Czytało się to dobrze, ale jestem zawiedziony, bo to w końcu Dan Simmons, mógłby się lepiej postarać.

Tak, więc dwupak nierówny, "Wydrążony człowiek" zdecydowanie wyrasta ponad przeciętność, zaś "Muza ognia" rozczarowuje.

1 komentarz:

Dagmara Fafińska pisze...

Świetnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.