Dzień czwarty w zasadzie przespałem, w zasadzie, bo obejrzałem jedynie fragmenty meczu Federera z Davydenką oraz Kvitovej z Robson. Kvitova bez formy odpadła po dramatycznym, ale stojącym na niskim poziomie meczu, zaś Federer na luziku odprawił w trzech odchodzącego powoli na emeryturę Rosjanina.
Dzień piąty to już trzecie rundy Agnieszki i Jerzego oraz druga runda Kubota w parze z Francuzem Jeremym Chardy w deblu. Chęć obejrzenia tych zmagań na żywo skończyła się tym, że od ponad 30 godzin nie zmrużyłem oka.
Agnieszka zmierzyła się z Heather Watson i wygrała w miarę spokojnie i pewnie 6-3, 6-1. Mecz nie był tak łatwy jak sugeruje wynik. Brytyjka ma potencjał tenisowy, ale nie ma wzrostu. Ale póki Agnieszka nie wybiła Heather pomysłów na grę (a trochę tego było), póty mecz był wyrównany i Agnieszka była z przodu raczej na doświadczeniu. Ale potem nagle Heather zrobiła w drugim na początku dwa proste błędy i jej gra się posypała. O mały włos, a skończyło by się kołem od roweru, Agnieszka miała 5-0 i swój serwis, ale zlitowała się nad biedną Brytyjką, dała jej 3 niewymuszone błędy-punkty, 1 sobie Heather sama wzięła i był honorowy gem. Ale na tym koniec. Na tablicy godzina z prawie półgodzinnym okładem, ale jest to trochę mylące, bo były w drugim secie dwie przerwy, łącznie z 20 minut, na obkład skaleczonego palca Agnieszki i zasunięcie dachu przed paroma kroplami deszczu.
Tak, więc nadal Agnieszka bez zbędnej utraty sił przystępuje do drugiej części turnieju, gdzie skala trudności z każdym kolejnym szczeblem będzie narastać. W 1/8 finału czeka na Agnieszkę w końcu rywalka, którą nasza dziewczyna doskonale zna. Nie kto inny to bowiem jak podupadła gwiazda tenisa, ale nadal gwiazda medialna, Serbka Ana Ivanovic. Tej dziewczyny przedstawiać nie trzeba, była liderka rankingu i zwyciężczyni Roland Garros 2008, także finalistka Australian Open 2008. Czyli grać potrafi, zawsze groźna, ale na dzisiejszą Agnieszkę to może być za mało. Jeżeli Agnieszka nie obniży nagle swojej tenisowej jakości, nie będzie miała jakiejś zapaści w swojej grze, to Ana nic nie poradzi i odjedzie z Australii z kwitkiem. Oby tak się stało, i oby w dwóch setach, bo w ćwierćfinale najprawdopodobniej czeka Agnieszkę pierwsze, i mam nadzieję nie ostatnie na tym turnieju, spotkanie wagi superciężkiej, czyli wybitnie dobrze czująca się w Australii Li Na. Ale o tym więcej po pokonaniu Any Ivanovic. I jeszcze statystyka dotychczasowych spotkań dziewczyn: Head2head
Teraz słów parę o meczu Janowicza z Almagro, chociaż niestety nie ma o czym pisać. Niestety, bo Jerzy Janowicz zagrał w tym meczu na 30% swoich możliwości (z czego 29% to serwis w dwóch pierwszych setach) i zasłużenie przegrał z Hiszpanem 6-7, 6-7, 1-6. I tylko częściowo winę można zrzucić na odciski na prawej dłoni, czyli tej od trzymania rakiety. Jerzy przegrał przez kontuzję, przez zmęczenie, i przede wszystkim przez beznadziejną grę taktyczną w tiebreakach. I tyle w zasadzie w tym temacie, Almagro w kluczowych momentach zagrał kilka razy niekonwencjonalnie i to wystarczyło. W trzecim u Janowicza doszło przemęczenie fizyczne i psychiczne + zwiększona siła wiatru i przegrana stała się faktem.
Refleksja? Jerzy ma niewątpliwie potencjał, ale jeszcze wiele pracy i przegranych meczy z czołówką przed nim, by wygrywać takie pojedynki, w których decydują pojedyncze piłki. Oby zdrowie dopisywało i poukładana głowa, bo odnoszę momentami wrażenie, że Jerzy jest lekko niezrównoważony emocjonalnie. Się zobaczy, 3 runda w Australian Open to świetny wynik jak na debiut w tym turnieju, no i chęć potwierdzenia sukcesu z Paryża. Poza tym dobry prognostyk na kolejne miesiące, bo w końcu Jerzy do czerwca w zasadzie niewiele punktów ma do obrony.
Dzień szósty przeznaczę na sen, Agnieszka gra z Aną w nocy z soboty na niedzielę (albo i rano, jeżeli ich mecz wyznaczą w sesji wieczornej).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz