poniedziałek, 25 marca 2013

Conan z Cymmerii - proza autentyczna

Będąc nastoletnim pożeraczem literatury uwielbiałem m.in. sięgać po masowo wydawane przez wydawnictwo Amber opowieści o Conanie. Różna była jakość tych dzieł, niezmiennie jednak urzekał mnie archetyp mitycznego herosa, kierującego się w swoich poczynaniach twardymi zasadami barbarzyńcy. Cała fascynacja tego typu bohaterem zaczęła się zapewne wcześniej jeszcze, od kultowego He-Mana, które zapewne był wzorowany na Conanie. Podobnie do Conana uwielbiałem wówczas  komiksowego Thorgala, którego klimat do dzisiaj robi na mnie niesamowite wrażenie. O Thorgalu może jednak przy innej okazji, zamierzam sobie wkrótce odświeżyć ten cykl komiksów.

Po tych latach jakie upłynęły od mojej młodzieńczej fascynacji Conanem i Thorgalem wydawnictwo Rebis postanowiło wydać w naszym kraju dzieła zebrane twórcy postaci Conana, autorstwa tylko jego protoplasty, czyli Roberta E. Howarda. Howard żył jedynie 30 lat (na własne życzenie), ale w tym czasie zdążył wykreować kultowych do dzisiaj herosów, jak Solomon Kane, Kull, czy przede wszystkim Conan. Mają się ukazać 3 tomy, póki co wyszły dwie "Conan i pradawni bogowie" oraz "Conan i skrwawiona korona". Przedmiotem tej recenzji będzie zbiór opowiadań "Conan i pradawni bogowie". 

Juz na pierwszy rzut oka widać, że "Conan i pradawni bogowie" to zbiór ekskluzywny, obejmujący nie tylko kilkanaście pierwszych chronologicznie powstałych opowiadań o Conanie, ale także szkice, robocze mapki, opisy ludów i krajów ery hyporyjskiej, czy nawet pierwotne wersje opowiadań! (czyli mamy np. "Feniksa na mieczu" w wersji oficjalnej i "Feniksa na mieczu" w wersji roboczej), do tego analizy chronologii i powstawania dzieł o Conanie i wiele innych atrakcji. Praktyka taka spotykana jest na niwie płyt dvd, ale pierwszy raz mam z tym do czynienia w wydaniu książkowym. Trzeba przyznać, że jest to ciekawe i jako czytelnik poczułem się doceniony przez wydawcę. Jedyne, czego mi brakowało, to czytelna i kompletna mapa ery hyboryjskiej, szkice Howarda są mało precyzyjne i szczegółowe.

Oczywiście nie opakowanie jest istotne, lecz zawartość, stąd też w tym miejscu przystępuję do wrażeń po lekturze opowiadań. Poziom poszczególnych nowel jest zróżnicowany, od wyśmienitej "Wieży Słonia", po przeciętną "Córkę mroźnego olbrzyma", jedna jest jednak cecha wspólna wszystkim opowiadaniom, który decyduje o wyjątkowości prozy Howarda i postaci Conana - autentyczność. Bohaterowie są niesamowicie żywi, spotykamy się z nimi czasami jedynie przez stronę lub dwie, a pomimo tego czujemy ich, wyobrażamy ich sobie jakby stali tuż obok nas, ich akcje, interakcje są niezwykle plastyczne, dynamiczne i właśnie dzięki temu autentyczne. Emocjom towarzyszącym lekturze nie przeszkadzało nawet takie ograniczenie, że przecież cały czas wiadomo, że Conan przeżyje. Nawet stosowane z lubością przez Howarda rozwiązania deus ex machina zasadniczo mi nie przeszkadzały, co zazwyczaj sprawia, że mam ochotę podrzeć czytadło na strzępy. Taka jest siła prozy Howarda. Howard od pierwszej frazy, pierwszego zdania każdej swojej historii o Conanie wciągał mnie bez reszty w pułapkę, materializował przede mną klimatyczne wizje minionych czasów, potrafił sprawić, że 30-letni wyga zatracał się w świecie całkowicie bajkowym, jakby ten świat był jedynym rzeczywistym. Na tym właśnie polega potęga sztuki, na przeżywaniu razem z autorem jego dzieła. Zanim się spostrzegłem przeczytałem połowę opowiadań i przesiedziałem jak trusia bez zmiany pozycji, jedzenia, picia, czy siusiu bite 4 godziny. Niesamowita sprawa, prawdziwie energetyczna, witalna literatura, podparta autentycznym talentem i ciężką pracą Howarda.

No dobra było ogólnie, to teraz w szczególe, lecimy od początku:
"Feniks na mieczu" - opowiadanie dostępne w dwóch wersjach! Przy czym ta druga wersja jest lepsza, bardziej dwuznaczna, wskazująca na to, że tym debiutanckim Conanem Howard chciał pociągnąć wątek starej magii. Ostateczna wersja pozostawia pod tym względem pewien niedosyt.
Fabularnie "Feniks na mieczu" jest dobry, intensywna, choć nieco schematyczna historia z magią na drugim planie. Poznajemy Conana od razu jako króla Aquilonii, nieco zagubionego w swej roli, rwącego się do bitewki i wojennej chwały, ale jednocześnie mający świadomość, że chwała ta może przetrwać jedynie poprzez poezję. Stąd z trudnością przychodzi mu potem zabicie zdradzieckiego barda Rinaldo. 

"Córka mroźnego olbrzyma" -  dosyć przeciętne opowiadanie, na niwie konspektu powiela nieco schemat "Feniksa na mieczu". Czyli znowu w tajemniczych okolicznościach Conan spotyka się z siłami wyższymi, tym razem pod postacią pięknej kusicielki, córki Ymira boga Północy. Klimat jest, jest tym razem wojowniczy i agresywny młody Conan, ale fabularnie trochę kicha. 

"Bóg w amforze" - świetnie poprowadzony klimat grozy, w końcówce dokumentnie spaprany durnym rozwiązaniem tajemnicy stwora (ciągle te węże) i niepotrzebną bijatyką Conana ze strażnikami. Jak na Howarda wyjątkowo słabe rozplanowanie akcentów, szkoda zmarnowanego potencjału.

"Wieża Słonia" - najlepsze opowiadanie zbioru od początku do końca, świetna intryga i rewelacyjne wyjaśnienie tajemnicy nazwy wieży. Do tego od początku napięcie i świetna intryga. No i przede wszystkim nie ma węży.

"Szkarłatna cytadela" - drugie opowiadanie o Conanie jako królu Aquilonii, fabularnie nieco lepsze niż "Feniks na mieczu", ale bez szału. Poziom całości mocno obniża zastosowanie w kluczowym momencie niewoli Conana chyba najbardziej durnego rozwiązania deus ex machina w historii fantasy. W ogóle zdarzenia w podziemiach mimo że klimatyczne, to narażają inteligencję czytelnika na trwałą indolencję i uszkodzenie.

"Królowa Czarnego Wybrzeża" - pod względem konceptu opowiadanie wyborne, niestety doskonałość dosyć skutecznie psują rozwiązania deus ex machina, które w kluczowych momentach psują napięcie na rzecz uśmiechu zgrozy. Klimat interioru jest jednak porażający, a geneza upadłego miasta oraz jego mieszkańców fenomenalna (w końcu nie ma węży!). Z kolei sama postać Belit wydaje się być nie do końca wykorzystana, Conan z kolei trochę jakiś nieobecny momentami chyba jest, nie zmienia to faktu że proza Howarda znowu wgniata w fotel dynamiką, klimatem i żywotnością.

"Czarny kolos" - Epickie opowiadanie. Gdyby Howard chciał, mógłby zrobić z tego porządną powieść. Zaczyna się z dużego C, czyli uwolnienia przedhistorycznego maga Thugry Khotana, a potem napięcie tylko rośnie. Niestety w końcówce otrzymujemy jedynie dosyć rozczarowującą i stereotypową nawalankę wojenną z porwaniem nadobnej księżniczki w tle.

"Stalowe cienie pod księżycem" - kolejna opowieść, w której Conanowi partneruje piękna białogłowa. Tym razem Conan z panną trafiają na wyspę na odległym morzu Vilayet, wyspę, gdzie królują stalowi ludzie, budzący się o blasku księżyca. Do tego piraci, człekopodobny stwór, generalnie fajna fabuła, jedno z lepszych opowiadań.

"Xuthal o zmroku" - I znowu Conan z kolejną panną przy boku trafiają do tajemniczego miasta Xuthal, położonego na pustyni blisko hyboryjskiego interioru. Miasto śniących pod wpływem specjalnie hodowanego czarnego lotosu (kwiat ten pojawił się już w "Królowej Czarnego Wybrzeża", co jest spójne w świecie przedstawionym, bo akcja "Królowej..." toczyła się nieco tylko dalej na południe od Xuthal). Oprócz złowrogich i rozpustnych mieszkańców miasta strach i zniszczenie sieje demoniczny cień-bóg Thog, poruszający się po ciemnych korytarzach miasta w poszukiwaniu nowych ofiar. Mocna fabuła i deus ex machina Conan, oto siły sprawcze tej noweli. W pewnym momencie fabuła zaczęła nawet przypominać grę Prince of Persia, gdzie Conan przemierza kolejne etapy sił wroga i magii, by wyrwać z rąk potwora ukochaną. śmieszne to to i sympatycznie naiwne, cały urok Conana. W tej historii ponadto Conan toczy chyba najcięższą walkę w swojej karierze, bo właśnie z rzeczonym Thogiem, z której oczywiście wychodzi zwycięsko :)

"Sadzawka czarnych ludzi" - opowiadanie, do którego stworzona została okładkowa ilustracja. Generalnie monotonne już jest to, że w piątej po kolei noweli Conanowi towarzyszy nadobna niewiasta. Zmieniają się jedynie imiona i kraje, z których dziewczęta pochodzą. I znowu niewiastę trzeba ratować z rąk łotrów, i znowu deus ex machina Conan ratuje ją w ostatniej chwili. Poza tymi stałymi nużącymi już elementami nie mam się do czego przyczepić. Historia żywa i wciągająca, dużo akcji, lejącej się posoki i innych howardowskich atrakcji.

"Łotrzy w domu" -  Nareszcie opowiadanie bez duetu Conan - panienka w opałach. Tym razem Conan jest wybitnym awanturnikiem i włóczykijem, który nie ma oporów by mordować i wrzucać do gnoju niesforne dziewoje. Fabuła przeciętna, w pewnych momentach miałem nawet wrażenie pewnego niedopracowania, szkicu (bezimienne miasto, brak wyjaśnienia relacji Murilo - czarownik). Generalnie więc historia bez rewelacji.

"Kotlina zaginionych kobiet" - przeciętne opowiadanie, z kolejną kobietą do ratowania, chociaż tym razem postać kobieca wzbudza autentyczną sympatię. 

"Diabeł w stali" - ostatnie pełne i oficjalne opowiadanie ze zbioru, rozpisane z rozmachem politycznym, z oryginalną i wciągającą fabułą. Howard kumuluje tutaj nie tylko deus ex machinę Conana, białogłowę, ale także czarownika, węża i złe królestwo ze Wschodu. Howard rozwija tutaj wcześniejsze wątki przewodzenia przez Conana kozakom, czyli zgrai rzezimieszków, nękających życie królestwa Hyrkanii. Głównym enemy Conana jest tutaj Khosatral Khel, demoniczny przedwieczny, chyba najbardziej niebezpieczny przeciwnik Conana. Całkiem interesująca i rozbudowana fabuła posiadająca wiarygodne tło, nieźle to Howardowi wyszło.

Tyle o opowiadaniach. W dalszej kolejności mamy właśnie do czynienia z dodatkami. Interesujące są opisy niektórych ludów ery hyboryjskiej oraz samej ery, takie kronikarskie spojrzenie na świat Conana autorstwa Howarda. Dalej mamy kilka szkiców bez tytułu, zaczątki nowel, które nigdy nie zostały ukończone. Na koniec mapki i ciekawy felieton o rodowodzie hyboryjskim, ale już innego autora. 

PS Poniższa mapka świata ery hyboryjskiej nie została dołączona niestety do zbioru "Conan i pradawni bogowie", ale wyszukana w sieci, stanowi najbardziej dokładne odwzorowanie zamysłu autorskiego Howarda:

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

"zastosowanie w kluczowym momencie niewoli Conana chyba najbardziej durnego rozwiązania deus ex machina w historii fantasy."

O czym dokładnie mówisz? O niedopyrzu, który zawiózł go do Aquilonii?

Mamerkus pisze...

Wybacz, ale zupełnie nie pamiętam. :)Kojarzę tylko, że mogło mi chodzić albo o uwolnienie się Conana z podziemi albo też rzeczony sposób błyskawicznego dotarcia Conana na czas do Aquilonii.

Anonimowy pisze...

"najbardziej durne rozwiązanie", to najbardziej obraźliwy epitet, moim zdaniem przesadziłeś.

Mamerkus pisze...

Może i tak, aczkolwiek atoli toże przeto niemniej jednak nie ma to wielkiego znaczenia wobec faktu iż istnieją o wiele bardziej obraźliwe określenia nadużywane wszem i wobec we współczesnych dyskusjach publicznych i prywatnych, i do tego, o Zgrozo!, określenia używane bez jakiegokolwiek związku z tą dyskusją. W tej sytuacji mój niewinny epitecik, pozostający w całkowitym związku z fabułą opowiadania (a więc mający swoje fabularne uzasadnienie, chociaż nie do końca parlamentarny) nie powinien Cię, drogi Gościu mojego skromnego bloga, tak bardzo frasować ;).