czwartek, 22 stycznia 2015

Steven Erikson - "Przypływy nocy" (tom 5 z 10 Malazańskiej Księgi Poległych)

Trull, Fear, Rhulad przy czaszce Scabandariego
Niezmiernie problematyczne jest zrecenzowanie powieści Eriksona w taki sposób, aby nie było to z jednej strony zbyt ogólne, a z drugiej, aby recenzja nie przeistoczyła się w niekontrolowany bełkot zdradzający multum wątków fabularnych. Tak miałem do tej pory z każdą z części MKP. "Przypływy nocy" (dalej PN), piąty tom cyklu MKP, skończyłem tydzień temu i dopiero teraz przystępuję do opisu swoich wrażeń, gdyż wcześniej nie byłem w stanie "ugryźć" tej recenzji. 

Po pewnym rozczarowaniu "Domem łańcuchów" (DŁ), ale także kiepskiej "Nocy noży", przyjemnie było powrócić do prozy Eriksona w jego formie ze "Wspomnienia lodu" (WL). PN to fantasy z najwyższej półki, rzetelnie napisana, trzymająca poziom cyklu, z dobrze rozpisanymi bohaterami, intrygującym światem przedstawionym oraz wciągającą fabułą. PN to nie jest produkt skończony, ale Erikson poprawił się odrobinę w porównaniu z DŁ. Co prawda ciągle zdarza mu się lać wodę, humor mu zdecydowanie nie wychodzi (osławione w necie dialogi Tehola i Bugga zamiast śmieszyć, żenowały), ale panowanie nad materią opowiadanej historii wychodzi mu wyśmienicie. Całościowo PN oceniam na 7/10. 

A teraz kilka faktów odnośnie fabuły. Jak wspomniałem pod koniec recenzji DŁ, w PN Erikson opisuje wydarzenia w świecie Malazu, ale na innym kontynencie, z zupełnie innymi bohaterami. Pozornie PN nie jest związany z resztą cyklu, ale to tylko pozory oczywiście. Na kontynencie Lether żyją sobie w sąsiedztwie Tiste Edur oraz ekspansjonistyczne cesarstwo Letheru. Cywilizacje te poznajemy w czasie, gdy Tiste Edur żyją w izolacji i wspominając dni zdrady swego ojca Scabandariego ze strony Tiste Andii Silchasa Ruina (czytelnik oczywiście od początku PN wie, że było zupełnie na odwrót, ale to właśnie życie w nieświadomym kłamstwie jest elementem szerszej tragedii narodu Tiste Edur rozgrywającej się na łamach PN), zaś Lether szykuje się do uroczystości związanych z odrodzeniem tzw. Pierwszego Imperium ludzi, sprzed iluś tam setek tysięcy lat. Nikt w Letherze nie wie, że powrót Pierwszego Imperium będzie oznaczał coś zupełnie innego, niż wszyscy się spodziewają. Wydarzenia nieuchronnie prowadzą do wojny pomiędzy Tiste Edur oraz Letherem, co jest ewidentnie za przyczyną i na rękę Okaleczonego boga.

We wcześniejszych powieściach MKP czytelnik miał do czynienia głównie z Tiste Andii, Edur pojawili się epizodycznie jako martwe rekwizyty w "Bramach domu umarłych" (wspomniałem o tym w recenzji), czy WL (trup Edur, na którego napotykają Podpalacze Mostów podczas ataku na Koral) oraz jako agresorzy w kilku scenach DŁ. Pojawia się w DŁ także Trull Sengar, który został odrzucony przez swój lud i wygnany z Letheru. 

Gwoli wyjaśnienia - we wcześniejszych recenzjach wspominałem o Tiste Andii, Tiste Edur, Tiste Liosan. Nie są oni do końca ludźmi (z uwagi na wzrost, kolor skóry oraz długowieczność), a rozróżnienie (prostackie, ale ułtawiające orientację) wygląda tak: Andii są czarnoskórzy, Edur szaroskórzy, a Liosan białoskórzy. Odpowiednio każda z tych ras ma swoje własne groty (świat magii Malazu opiera się na tzw. grotach, które same stanowią odrębne światy): Andii - Kurald Galain, Edur - Kurald Emurlahn, Liosan - Kurald Thyrllan. Piszę o tym dlatego, że oś intrygi kręci się wokół roztrzaskania przez Scabandariego groty Emurlahn. To roztrzaskanie symbolizuje także słaby kręgosłup Tiste Edur, którzy stają się niezwykle podatni na knowania Okaleczonego boga.

W PN, oprócz nowych wątków i miejsca akcji pojawia się także mrowie nowych bohaterów. Pokrótce wymienię tych kluczowych. Wśród Tiste Edur to oczywiście Trull Sengar, jego bracia Fear i Rhulad, Hannan Mosag oraz letheryjscy niewolnicy Udinaas, czy Feather Witch. Dalej w Letherze to bracia Beddict Brys (honorowy żołnierz), Tehol (genialny kupiec) i Hull (wędrowiec), a także Bugg (lokaj Tehola, który jest zdecydowanie kimś więcej), niepozorny mag Kuru Qan, Turudal Brizad (także zdecydowanie ktoś więcej, niż tylko kochanek królowej), Seren Pedac, Shurq Elalle, Silchas Ruin (brat Anomandera Rake), Withal i wielu, wielu innych. Dużo miejsca dostaje też Okaleczony bóg we własnej, pokurczonej postaci. 
Silchas Ruin, czyli albinos Tiste Andii
Rhulad Sengar z mieczem Okaleczonego boga

Jeśli chodzi o akcję, to jest ona tradycyjnie intensywna na ostatnich 200 stronach powieści. Wcześniej Erikson przygotowuje grunt pod kulminację, niemniej pojawia się kilka intensywnych momentów. Najbardziej epickim starciem, a jednocześnie najlepszym klimatycznie wątkiem był epizod z Forkrul Assailem o imieniu Serenity. Przy okazji w PN dowiadujemy sie w końcu czegoś więcej o tej starożytnej rasie stworów. Silchas Ruin określa ich jako miłośników pokoju, inkwizytorów prawa. Scena walki braci Sengar ze stworem Serenity, to festiwal epy. Każde słowo wypowiadane przez Serenity ("Tumult waszej obecności rodzi dysharmonię" albo "Pragnę, by powrócił pokój"), to stężenie potężnego klimatu i szczyt możliwości twórczych Eriksona. Jeżeli za coś dziękować Eriksonowi, to właśnie za wprowadzenie do panteonu kultowych postaci fantasy rasy Forkrul Assailów. 

W ramach podsumowania, można otagować do tej pory MKP słowami fatalizm, ból, smutek, śmierć, tragizm, drętwy humor. Kto dotarł do tego momentu, to zapewne dotrze też i do samego końca. A zatem przystępuję do lektury "Łowców kości".

Brak komentarzy: