5-7, 2-2 - pociąg do półfinału Australian Open 2013 zaczyna odjeżdżać bez Agnieszki Radwańskiej, a Polka zastanawia się dlaczego |
Dzień smutny, dzień pożegnania się Agnieszki z marzeniami o wygraniu Australian Open, dzień, w którym okazało się, że balon pękł, a ponoć życiowa forma tenisowa Agnieszki jest piękną, statystyczną wydmuszką. To tylko sport, ale wielka szkoda, bo Agnieszka zasługuje na przejście do annałów Wielkiego Szlema.
W ćwierćfinale Australian open 2013 Agnieszka Radwańska przegrała z Chinką Li Na 5-7, 3-6. Do stanu 5-4 w pierwszym secie było to spotkanie wyrównane, z lekkim wskazaniem na Agnieszkę. Od tego jednak momentu widać było gołym okiem coraz większe zmęczenie fizyczne i psychiczne Agnieszki australijskim tournee. Agnieszka przegrała dosyć wyraźnie trzy kolejne gemy, w tym dwa przy swoim podaniu. W drugim secie to już była kwestia czasu, kiedy nastąpi koniec.
Dlaczego Agnieszka przegrała? Kilka czynników o tym zdecydowało, ale najważniejszy to kryzys fizyczny. W momencie, kiedy zabrakło pary, to nie było siły w serwisie, nogi nie niosły, Agnieszka nie miała sił na dłuższe wymiany i pojawiły się niewymuszone błędy, których Agnieszka nastukała aż 21. Tyle to nie miała od dawien dawna. I na tym w zasadzie można poprzestać. Pisałem wcześniej, że od ćwierćfinału zaczynają się wybitnie strome schody, że Li Na to jest absolutny top, ale ten mecz był do wygrania, póki były siły, to Agnieszka była o krok przed Chinką, to Polka była faworytką. Tak, więc błąd w przygotowaniach, efektowne triumfy w Auckland i Sydney bez straty seta są fajne, sympatyczne, ale to Szlem się liczył w tournee po Australii, a tutaj niestety Agnieszka wtopiła, jako rozstawiona z nr 4 powinna mierzyć w półfinał. Za dużo gry przed turniejem było, dziewczyna się zwyczajnie zamęczyła nadmiernym, turniejowym graniem.
Mam nadzieję, że Agnieszka wyciągnie w końcu wnioski i nie będzie rozmieniać się na drobne w mniejszych turniejach, i zacznie w końcu grać w Szlemach tak, by dochodzić co najmniej do półfinałów, na co ją ewidentnie stać.
Tym akcentem kończę relacje z tegorocznego Australian Open, co się będzie dalej działo w turnieju mnie specjalnie nie interesuje, trzeba też swoje odespać. Życzę sympatycznej Chince wygranej, a w męskiej drabince życzę sobie, by wygrał ktoś nowy np. David Ferrer lub Jo-Wilfried Tsonga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz