sobota, 13 grudnia 2014

Steven Erikson - "Ogrody księżyca" (tom 1 z 10 Malazańskiej księgi poległych)

Punkt wejścia w świat Malazu jest bardzo wysoki. Steven Erikson nie daje większych szans w tym starciu, czytelnik od razu jest rzucony w sam środek epopei i musi się szybko orientować, żeby nie zginąć. "Ogrody księżyca" to nie tylko 600 stron zbitego, maciupeńkiego druku, to przede wszystkim skondensowana dawka wątków fabularnych, postaci, mitologii, krain i ludów świata przedstawionego, magii, akcji i interakcji. Na tych 600 stronach nie ma zbędnych elementów, tutaj każde słowo, każdy przecinek ma znaczenie dla któregoś z miliona wątków. Przez długi czas sprawia to odpychające wrażenie i co bardziej wygodniccy czytelnicy, liczący na linearną, jednowątkową fabułę, zwyczajnie się od dzieła Eriksona odbiją. Pomimo tego że "Malazańska księga poległych" to literatura stricte rozrywkowa, to z uwagi na skomplikowanie fabuły i złożoność świata przedstawionego, dla czerpania pełnej przyjemności z lektury nie da się tego czytać bez maksymalnego skupienia i poświęcenia uwagi wyłącznie lekturze. Czytanie w tramwajach, autobusach, czy okazyjnie nie wchodzi w grę, zwyczajnie nie da rady. Ale jak kto woli.

Co nieco o fabule - prologiem "Ogrodów księżyca" jest noc, kiedy prawowity władca Imperium Malazańskiego Kellanved i jego doradca Tancerz giną w zamachu stanu dokonanym przez Laseen. Ten fakt jest jakby kręgosłupem całej historii, chociaż niekoniecznie stanowi odrębny wątek. Po prostu działania i motywacje bohaterów orbitują wokół tego zdarzenia. Następnie właściwa akcja toczy się kilka lat później na kontynencie Genabackis, gdzie trwa inwazja Imperium Malazańskiego na Wolne Miasta Genebackis, nie powiązane ze sobą, samodzielne twory quasi-państwowe. Z uwagi na wspólne zagrożenie ze strony imperium Wolne Miasta zawiązały sojusz i wezwały do pomocy lud Tiste Andii pod wodzą charyzmatycznego Anomandera Rake'a, dowodzącego latającą fortecą Tiste Andii, Odpryskiem Księżyca (stąd i tytuł powieści). Do walki w imieniu Imperium staje zastęp Dujka Jednorękiego oraz elitarna dywizja Podpalaczy Mostów. To jest jeden wątek, który też nie jest tak oczywisty, jak to może wyglądać.

Drugim wątkiem jest tajemnicza batalia pomiędzy cesarzową Laseen, a Annamasem i Kotylionem, tzw.
ascendentami Wielkiego Domu Cienia. Ci drudzy z niewiadomych dla czytelnika powodów pałają żądzą zemsty i obmyślają makiaweliczny plan wyrównania niejasnych rachunków z Laseen, angażując do tego demoniczne Ogary Cienia oraz opętując niewinną nastolatkę z rybackiej wsi, która ma stać się zbrojnym ramieniem Kotyliona. Ta nastolatka, o imieniu Żal (w wersji angielskiej Sorry) przenika w szeregi Podpalaczy Mostów, zdziesiątkowanych przez zdradę cesarskiego maga Tayschrrena. Wątek ten jest oczywiście sto razy bardziej złożony niż ja to tutaj przedstawiłem.

Do tego dochodzą dziesiątki innych wątków, z których większość będzie kontynuowana w kolejnych tomach. W każdym razie wymienię kilkanaście głównych postaci:
Ganoes Paran - szlachcic-żołnierz, wysłany przez przyboczną Lorn na kontynent Genabackis w celu przejęcia dowództwa nad resztką Podpalaczy Mostów oraz zabicia Żal,
Sójeczka - dowódca Podpalaczy Mostów,
Kalam - były Szpon, skrytobójca Podpalaczy Mostów,
Szybki Ben - mag tychże,
Młotek - lekarz tychże,
Tattersail - inny cesarski mag, 
Lorn - przyboczna Laseen,
Loczek - szalona marionetka, inkarnacja duszy cesarskiego maga (najlepszy wątek powieści!),
Toc Młodszy - agent Szponu (tajnej organizacji cesarzowej),
Skrzypek - saper Podpalaczy Mostów,
Kruppe (fałszywie skromny karciarz), Crokus (romantyczny złodziej), Rallick (skrytobójca), Baruk (mag), Onos T'oolan (Imass)  
K'rul - zapomniany bóg
Raest - starożytny tyran (Jagh)
Epizodycznie pojawiają się także Felisin i Tavore, siostry Ganoesa Parana oraz zasygnalizowana została obecność Icariuma i Mappo, tajemniczych odwiecznych wędrowców. Postaci te pojawią się szerzej już w "Bramach Domu Umarłych".

Teraz kilka rysuneczków z neta, popularność Malazańskiej księgi poległych obrodziła fanowskimi wizualizacjami postaci i zdarzeń. Większość jest na poziomie przedszkola, ale są też takie naprawdę dobre. Poniżej kilka ciekawszych odnoszących się do treści "Ogrodów księżyca":
Od lewej Kalam, Szybki Ben i Sójeczka nad umierającym Loczkiem po bitwie o Pale, za chwilę Szybki Ben przeniesie duszę Loczka do marionetki, w tle Tattersail chyba, ale coś za chuda
młody Ganoes Paran i Sójeczka podczas prologu "Ogrodów księżyca"
orgiastyczna wizualizacja potyczki Raesta ze smokami Tiste Andii
Anomander Rake, w tle Odprysk Księżyca
Odprysk Księżyca, bitwa pod Pale
Obrazki bardzo klimatyczne, postaram się przy każdej recenzji kolejnych tomów zamieszczać obrazki. Generalnie to do czytania Malazańskiej księgi poległych świetnie nadaje się pompatyczna muzyka gotycka.

Każdy z bohaterów opowiada swoją własną historię, ich losy będą się nawzajem przenikać i tworzyć często zaskakujące sploty wydarzeń. Do tego dochodzą wątki magiczne (magia Malazu to tzw. groty, których jest całe multum) i nadprzyrodzone, oprócz batalii pomiędzy ludźmi i innymi istotami śmiertelnymi, dochodzą jeszcze potyczki ascendentów, których też jest od groma i trochę, starożytne batalie pomiędzy starożytnymi ludami nieludzi (były cztery takie rasy), tajemniczy Tiste Andii, Talia Smoków (Wielkich Domów m.in. wspomnianego Domu Cienia), ascendenty itp. Normalnie cud, miód i maliny dla czytelnika high fantasy. 

A jak się w ogóle czyta "Ogrody księżyca"? Przede wszystkim czuć toporną, niewprawioną rękę pisarza. To nie tylko brak właściwego wprowadzenia czytelnika, który ląduje w świecie Malazu jak narkoman na plantacji koki, ale także ciężkim piórem pisane poszczególne wątki, gubienie pewnych wyjaśnień. Kilka wątków ma charakter fragmentaryczny, jakby autor obmyślił je sobie, a następnie podzielił na trzy części, a do powieści wrzucił tylko pierwszą i trzecią część. Stąd wrażenie m.in. niezwykłej kondensacji treści powieści, o której wspominałem na początku. To wymaga od czytelnika nieustannego pozostawania w stanie najwyższej uwagi, bo zwyczajnie można zgubić wątki. 

Ale poza tymi mankamentami i niektórymi niezbyt czytelnymi rozwiązaniami fabularnymi, "Ogrody księżyca" czyta się świetnie, jak rasową, klasyczną przygodówkę fantasy. Erikson nie leje wody, jego dzieło jest maksymalnie treściwe, czytelnik dostaje mrowie różnych wrażeń, do tego akcja i wątki są zróżnicowane, a postacie, pomimo ich mnogości, posiadają w większości jakieś swoje cechy charakterystyczne, które pozwalają je od siebie odróżnić. 

Już teraz po "Ogrodach księżyca" mogę powiedzieć, że świat Malazu mnie wciągnął i zamierzam podjąć trud związany z przeczytaniem całego cyklu. Przeraża mnie to jednak trochę, bo każda kolejna powieść jest grubsza, od tomu 5 każda powieść jest dwa razy grubsza od "Ogrodów księżyca". Na razie "Ogrodom księzyca" z czystym sumieniem wystawiam ocenę 7/10 i przystępuję do lektury "Bram Domu Umarłych".

Brak komentarzy: