Ciężko mi coś idzie ostatnio czytanie, a co za tym idzie pisanie bloga. Po powrocie z aplikacyjnej integracji bardzo długo męczyłem się z "Podziemiami Veniss", cienką przecież książeczką autorstwa Jeffa Vandermeera. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko, że dzieło Vandermeera mnie istotnie rozczarowało swoją siermiężnością, nieciekawą fabułą i nieczytelnym światem przedstawionym.
Przede wszystkim zawodzą bohaterowie, ich motywacje i życie na tle świata przedstawionego. Vandermeer postawił sobie za zadanie przedstawienie Veniss oczyma trzech różnych postaci, w trzech różnych stylach narracyjnych i przyznam szczerze, że jedynie tradycyjna narracja trzecioosobowa Shadracha mnie jakoś tam przekonuje. Totalną klapą jest postać Nicoli, nieco mniejszą Nicholasa. Ale największym nieporozumieniem motywacje demonicznego Quina, wyjaśnione dopiero w posłowiu. Posłowiu, które jest niepotrzebne, które niepotrzebnie trywializuje postać Quina.
Fabuła jest wątła, nie tylko słabością motywacji bohaterów, ale także słabością talentu autora. Jakieś to wszystko nie poskładane jest do kupy, posłowie z czapy wzięte, nie tyle fabularnie, co klimatycznie, Generalnie całość sprawia wrażenie jakieś odpadu produkcyjnego, historii nie dokończonej, niekompletnej, zatrzymanej gdzieś w połowie. Zabrakło mi tutaj jakiegoś przesłania, celu napisania przez Vandermeera tej powieści. Z historii tych wszystkich okrucieństw i degrengolady ludzkości, tego syfu, bólu i wynaturzenia nic nie wynika, całość sprawia wrażenie atrakcyjnej wizualnie wydmuszki i nic ponadto. Przede wszystkim zaś nie wiem, co spowodowało taki, a nie inny upadek ludzkości. Brak wyjaśnienia tych rzeczy jest dla mnie oznaką mizerii "Podziemii Veniss". pomimo atrakcyjnego opakowania.
Świat przedstawiony jest nieczytelny, kiepsko rozrysowany, nie wiadomo wiele o tym, kiedy to się dzieje i gdzie. Mnie się to skojarzyło z podziemiami Manhattanu, ale równie dobrze akcja może się toczyć na jakiejś planecie w Mgławicy Andromedy. Do tego świat podziemi Veniss jest wtórny, wszelkie porównania do Piekła Dantego działają na niekorzyść Vandermeera, bo Dante stworzył alegorię, która przenośnią będąc, nie potrzebuje wewnętrznej logiki i sensu opisywanego świata. Vandermeer traktuje swój świat serio i prawdziwie, przez co idąc z Shadrachem przez poszczególne poziomy zastanawiałem się a jak to działa, kto to zbudował, po co i dlaczego aż tyle poziomów, co robi jakieś morze na trzydziestym poziomie itd. Generalnie "Podziemia Veniss" są ni to fantasmagorią, ni to survivalem w piekle.
Obok mini-powieści pojawia się także nowela "Wojna Balzaka", osadzona w tym samym świecie, tylko w ruinach innego miasta. Generalnie mamy tutaj swobodne pociągnięcie wątków z "Podziemii Veniss", poprawne opowiadanie i tragedii Balzaka, ale tutaj także nie jestem w stanie stwierdzić jakieś głębszej refleksji.
Jestem rozczarowany tym Vandermeerem, mam nadzieję, że powieści o Ambergris są przynajmniej ciekawsze fabularnie, bo raczej nie liczę u Vandermeera na refleksję, czy jakieś głębsze wnioski, jak to było ostatnio u Bacigalupiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz