poniedziałek, 18 marca 2013

A.J.Quinnell - "Mahdi"

Głupota boli. Widzę, że pod wpływem tego, co mnie czekało o godz.16, dosyć ostro potraktowałem "Podziemia Veniss". Książka Vandermeera faktycznie mnie rozczarowała, ale nie aż tak mocno, zawsze warto przeczytać każdą pozycję z Uczty Wyobraźni, bo nawet, jeżeli jest nieudana, to zawsze pewne wrażenia pozostaną. Mnie pozostanie przede wszystkim w pamięci wizja złowrogich zmutowanych surykatek, ten pomysł się Vandermeerowi udał :). 

No ale chwast wyrwany, dolna prawa, sczerniała na maksa siódemka poszła do kosza, a ja siedzę ze sparaliżowaną połową twarzy, czuję się jak totalny kretyn, że ze zwykłej ignorancji (no bo dzisiaj już nie boję się dentysty, poza tym nie trzeba się bać tak jak ongi bywało za agonii PRL-u, kiedy byłem małym szkrabem z mleczakami), że "jakoś to będzie" tak sobie trwałem i trwałem, kilka lat ewidentnego psucia się tego zęba skończyło się tym, że dzisiaj w nocy obudził mnie paraliżujący, promieniujący na pół twarzy ból, który już nie pozwolił mi zasnąć. Wiedząc w zasadzie, co to oznacza trzeba było niezwłocznie udać się do lekarza, który tylko uśmiechnął się z politowaniem, że łudziłem się, że ząb da się uratować. Ot, klasyczny idiotyzm, klasycznego kretyńskiego ignoranta. 1-0 dla głupoty, jeden ząb mniej w wieku 31 lat, brawo Mamerkusie!

Ale dosyć o pierdołach, tutaj ma być o "Mahdim" A.J.Quinnella. Autor kryjący się pod tym dosyć wymyślnym nazwiskiem znany jest przede wszystkim z "Człowieka w ogniu", powieści zekranizowanej z Denzelem Washingtonem, całkiem zresztą niezłej. W"Mahdim" największą wartością jest wyjściowy pomysł. Przyznam, że ten pomysł oraz renoma Quinnella skłoniły mnie do wyboru tej niefantastycznej pozycji (chociaż pomysł zestrzelenia laserem z satelity małego jagniątka przed trzymilionowym tłumem pielgrzymów zakrawa na czystą s-f). Otóż grupa wytrawnych szpiegów z Anglii, Rosji, i USandA wpada na rewelacyjny wydawałoby się pomysł - stwórzmy Mahdiego, legendarnie zapowiedzianego proroka Islamu, którego wyznawcy muszą ślepo słuchać (w końcu to prorok), a będziemy kontrolować nieprzewidywalny rynek Bliskiego Wschodu.

Tak więc pomysł dosyć karkołomny, ale Quinnell całkiem zgrabnie go rozwija. "Mahdi" jest powieścią gabinetową, akcja pojawia się dopiero pod koniec i nieco na siłę, jakby autor zorientował się, że nagle napisał thriller polityczny bez szczypty akcyjki. Również wątek miłosny jest totalnie z czapy i zbędny, a przy tym smutno się kończy i mogło go w ogóle nie być. Ale bez tego i tak krótka powieść straciłaby ze 100 stron. 

Największym plusem "Mahdiego" jest zakończenie, trochę zaskakujące, ale przede wszystkim bardzo ładnie spina pojawiające się tu i ówdzie epizodyczne informacje, czy postaci, dzięki czemu "Mahdi" zdaje się być powieścią bez zbędnych wątków (za wyjątkiem wspomnianej akcyjki). Dzięki temu ocena tej nieco nużącej i nudnawej historyjki idzie w górę. Powieść rozgrywa się w realiach końca Zimnej Wojny, ale już wtedy autor zdawał się zauważać niuanse i zagrożenia dla świata płynące ze strony fundamentalizmy islamskiego. Należy jednak zwrócić uwagę, że nie ma tutaj jakiejkolwiek obrazy uczuć religijnych, czy traktowania kultury Zachodu jako tej lepszej. Dzisiaj jednak nawet taka niewinna powieść, ukazująca raczej w niekorzystnym świetle zachodnich polityków, mogłaby się spotkać ze skrajnymi reakcjami muzułmanów. No cóż, takie czasy. W każdym razie "Mahdiego" warto przeczytać, nawet dla czystej rozrywki.

Taka myśl mi się przy okazji nasunęła. Islam aktualnie obchodzi 1400-lecie swojego istnienia. Jest to najsilniej rozwijająca się religia świata, najprężniej i jest najbardziej żywa. Chrześcijaństwo religia 2000-letnia umiera na naszych oczach. Istnieje chyba jednak jakaś analogia między tymi paradoksalnie bardzo podobnymi religiami. 600 lat temu chrześcijaństwo weszło w swój największy, ekspansjonistyczny rozkwit (zapoczątkowany krucjatami i kontynuowany chrystianizacją Ameryki), a jednocześnie wtedy właśnie było najbardziej skostniałe, podatne na fundamentalizm (XVI-wieczne odłamy jak luteranizm, kalwinizm, czy protestantyzm), liczne wojny religijne pomiędzy katolikami i resztą, a wreszcie słynny system śledczo-sądowniczy, czyli inkwizycja. Być może obserwujemy w Islamie właśnie odpowiednik XIV-XVI wiecznego chrześcijaństwa. Jeżeli tak, to wojna cywilizacyjna pomiędzy Islamem i Zachodem dopiero wchodzi w fazę prenatalną i potrwa jeszcze długo, być może nawet 200 lat.

Brak komentarzy: