czwartek, 28 lutego 2013

Opowiadania Paolo Bacigalupiego

Nigdy wcześniej nie miałem jakiejkolwiek styczności z prozą niemiłosiernie nagradzanego ostatnio wszem i wobec amerykańskiego pisarza Paolo Bacigalupiego. Autor wydał do tej pory kilka opowiadań samodzielnie, jeden pełen zbiór opowiadań oraz trzy powieści. Omnibusem wydanym w ramach najbardziej poczytnej aktualnie w naszym kraju serii fantastycznej, tj. Uczty Wyobraźni, Wydawnictwo Mag sprezentowało polskiemu czytelnikowi niemal połowę twórczości rzeczonego autora. Na pierwszy ogień poszły w moim przypadku opowiadania ze zbioru "Pompa numer 6" i samodzielnie wydane "Maleńkie ofiary".

Jak można otagować krótką formę Bacigalupiego? Ekologia, klimat, gospodarka, człowieczeństwo, postapokalipsa, społeczne zidiocenie. Czyli poprawnie, momentami świetnie, ale bez dreszczyku towarzyszącemu lekturze dzieł wybornych. Opowiadania Bacigalupiego są dosyć proste w odbiorze, pisarz nie kombinuje zanadto z zaprezentowaniem przesłania, tworzy pesymistyczny obraz przyszłości, gdzie przeważnie ludzkość zapędziła się w swoich niefajnych cechach tak daleko, że stanowi aktualnie karykaturę samej siebie ("Fletka", "Pompa numer 6"), lub zwyczajnie nie jest już gatunkiem związanym z naturą (jak w "Ludziach piasku i popiołu"). W większości nowel problem sprowadza się do przerwania przez człowieka naturalnej więzi łączącej go z otaczającym światem, na naruszeniu delikatnej równowagi przyrody i prowadzącej na ogół do katastrofy ingerencji w klimat, czy też zwyczajnej ignorancji i głupocie. Na pewno nie można autorowi odmówić konsekwencji w kreowaniu spójnej wizji przyszłości. Poszczególne opowiadania różnią się w zasadzie jedynie naciskiem na poruszaną problematykę: wyczerpanie się ropy naftowej, braki wody pitnej, operacje plastyczne i biogenetyka, zatrucie środowiska itd. Generalnie spodobała mi się proza Bacigalupiego, bez zbędnych udziwnień, sprawna i budząca właściwe reakcje literatura.

Historie Bacigalupiego czytało się dobrze, opowiadania są na wysokim poziomie, tylko nieco monotonne, no i niektórym brakuje mocnej końcówki. Ale może to już jestem tak zblazowany i wymagający po tych licznych dobrych rzeczach, które miałem okazję przeczytać, że mam zbyt wygórowane wymagania? W końcu od strony czysto technicznej, tematycznej i przeważnie też fabularnej nie można opowiadaniom Bacigalupiego nic zarzucić, jest to porządna, rzetelna i ciekawa fantastyka. Wyśmienite są trzy ostatnie opowiadania, pozostałe trzymają poziom, chociaż bez rewelacji, wyraźnie odstaje "Kaloriarz". Poniżej prezentuję krótkie komentarze do poszczególnych nowel.

"Maleńkie ofiary"
Prosta i dosyć łopatologiczna historia o tym, że w przyszłości pierworodni będą  przymusowymi ofiarami szansy narodzenia się zdrowego, młodszego rodzeństwa. Zatrucie środowiska będzie tak duże, że nagromadzone w organizmie kobiety toksyny mogą znaleźć ujście tylko w koniecznej ofierze, czyli pierwszym dziecku. Pierworodni to maleńkie ofiary, naczynia na trucizny, po porodzie wyrzucane do zsypu na śmieci. Tylko nieliczne kobiety mają szanse na drogą i trudną do zdobycia "odtrutkę", w dodatku powodującą mocne osłabienie i wyniszczenie organizmu kobiety. Dzięki temu jednak pierworodni będą mieli szansę być zdrowi i żyć.
Pomimo wstrząsającej tematyki nowela pozostawiła mnie dosyć oziębłym. Pod innymi względami jednak opowiadanie jest świetne, treściwe i walące kowadłem między oczy.

"Kieszeń pełna dharmy"
Sprawnie opowiedziana, interesująca historia rozgrywająca się w mieście Chengdu przyszłości, w której dziewiętnasta reinkarnacja świadomości dalajlamy zostaje inkorporowana do swego rodzaju pendrive'a. Wszystko ładnie i pięknie, tylko brakuje puenty, Bacigalupi ucina narrację gdzieś w środku, w niezbyt istotnym momencie, więc się trochę rozczarowałem. Mam takie niejasne poczucie ładnego, pustego w środku opakowania. Chyba jedyne z opowiadań, któremu nie jestem w stanie przyporządkować poruszanej problematyki. Nie wiem, czy Bacigalupi zwraca uwagę na niebezpieczeństwa wynikające z rozwoju technologii IT, czy też może na rolę maluczkich (Wang Jun) w wielkich sprawach tego świata, czy też może najistotniejsze ma być żywe miasto-budynek Huojianzhu.
Szkoda, że zabrakło puenty, jakiegoś mocniejszego tupnięcia, bo historia świetnie poprowadzona, w oryginalnej lokalizacji i fajnym pomysłem fabularnym.

"Fletka"
Smutna i tragiczna historia bliźniaczek, z których zrobiono żywe instrumenty muzyki i erotyzmu, wiotkie perły unikalnej przyjemności, ucieleśnienie porcelanowej perfekcji, w świecie, gdzie nastąpił powrót do średniowiecznej tradycji lenn, tym razem jednak będących w posiadaniu gwiazd, ludzi sławnych i uwielbianych. Ale najbardziej wstrząsające dla mnie było coś, co niejako mimochodem przemycił Bacigalupi - bliźniaczki znalazły się w szponach nienasyconej sławy Belari, oddane przez rodziców za możliwość sukcesywnej sprzedaży w lennie Belari swoich wyrobów. Cena sukcesu, tak jak dzisiaj w Polsce, aby odnieść sukces trzeba mieć odpowiednie znajomości, tak w świecie "Fletki" decyduje wola władcy lenna. 
Istotny jest jednak tutaj pamflet na nadmierną ingerencję genetyki i operacji plastycznych w ciało człowieka jako jego pośrednika w kontakcie z naturą. W tym przypadku utrata kontaktu decyduje nie tylko o odhumanizowaniu fizycznym, ale także mentalnym, na utracie człowieczeństwa i wynikających z tego granic moralnych. 
Pomimo mocnego przekazu nie odczuwałem zbytniego zaangażowania emocjonalnego, ot chłodna analiza. 

"Ludzie piasku i popiołu"
Chyba najbardziej abstrakcyjne w swym przekazie opowiadanie. Ludzie jako totalnie odhumanizowane stwory, żywiące się błotem i radioaktywnymi odpadami, mogące w każdej chwili odrodzić sobie utraconą rękę, zmuszone do kontaktu z prawdziwym, żywym psem, a przy tym stworzeniem odczuwającym i wolnym. Dosyć infantylne w swej wymowie i przez to maksymalne uproszczenie i prostacki antagonizm (postludzie kontra starożytny pies z krwi i kości) słabo oddziaływujące na emocjonalne synapsy, których poruszeniem jest w tym opowiadaniu autor żywotnie zainteresowany. 
Pomimo tego zwyczajnie szkoda było pieska, który sobie tylko wiadomym sposobem przeżył w radioaktywnym świecie.

"Paszo"
W tej historii Bacigalupi krytykuje agresję i źle pojmowaną tradycję jako przyczynę i skutek apokaliptycznej klęski cywilizacji, w ramach porównawczej analizy dwóch narodów: pustynnych Jai i deszczowych Keli. Równowagi i wiedzy o przeszłych grzechach strzegą tytułowi paszo, którzy przy okazji ostrożnie dozują wiedzę m.in. o broni i umiejętności walki. Jedno z lepszych opowiadań, gdzie głupi upór i potrzeba bezmyślnego mordobicia w imię podtrzymania domniemanej tożsamości kulturowej zostaje przeciwstawiona potrzebie życia bezpiecznego i dostatniego, za cenę odformalizowania i spłycenia życia, ale z szansami dla wszystkich. Bacigalupi pozostawia nas na koniec z odwiecznym dylematem, czy w potrzebie ochrony tego drugiego można doraźnie sięgnąć do metod pierwszego podejścia. Szkoda, że autor bardziej nie zagłębił się w temat, bo w dzisiejszych czasach jednym z większych problemów komunikacyjnych na linii Zachód-islam jest właśnie problem z zatarciem granic pomiędzy zwykłą chęcią niszczenia i mordu, a religijną tradycją i fundamentalizmem. 

"Kaloriarz"
Świat, w którym skończyły się paliwa kopalne, w którym rzeczywistość odmierzana jest poprzez zapasy dżuli i kalorii, a ziemskim rajem jest żyzne dorzecze Mississipi, gdzie swojego szczęścia szuka emigrant z Indii. Dosyć przeciętna historia będąca pamfletem na aktualną, globalną gospodarkę opartą na wyczerpujących się zasobach paliwowych oraz  korporacjonizm monopolizujący dostęp do dóbr. Istotne jest w tym wszystkim to, że to katastrofy i zniszczenia naturalnych zasobów nie doszło poprzez nieudane działania człowieka, lecz celowe działania korporacji zmierzające do zmuszenia ludzi do żywienia się tylko ich produktami.
Generalnie jednak ani to opowiadanie ziębi, ani grzeje, słabe i tyle. 
 
"Łowca tamaryszków"
W "Kaloriarzu" był problem energetyczny, tutaj mamy problem z wodą. Dosyć trywialnym tego rozwiązaniem ma być likwidacja wodochłonnych ... tamaryszków? Trochę to dziwne, bo tamaryszek to ładna roślinka, o której do tej pory myślałem, że nie potrzebuje wody, a jeżeli już to bardziej zasolonej, aniżeli słodkie wody rzeczne.  
W każdym razie clou opowiadania jest znowu problem tego, że jedni mają wodę, a drudzy nie, czyli niesprawiedliwy podział z nie do końca jasnych przyczyn. Dosyć przeciętne opowiadanie bez wyraźnej puenty.

"Regulator"
Globalne ocieplenie, nieśmiertelność i przeludnienie w ograniczonej przestrzeni. Oto kolejny motyw, kolejnej futurystycznej noweli Bacigalupiego, a w tle losy człowieka, którego prześladuje brontozaur. Story rozgrywane w podobnym klimacie, co w świetnym filmie "Equilibrium", tylko tutaj bohater nie staje w pełnej krasie przeciwko systemowi, a raczej wstrzymuje się od podjęcia pewnych działań systemowych, nie obserwujemy jego przemiany, a jedynie pewne refleksje, zawahanie. Całkiem niezłe opowiadanie.

"Człowiek z żółtą kartą"
Wstrząsająca historia ostatecznego upadku człowieka wyzutego ze wszelkiej godności, kiedyś wielkiego i aroganckiego, teraz mniejszego od rynsztokowego karalucha. Historia rozgrywana w tym samym uniwersum, co "Kaloriarz" tylko tym razem zamiast dorzecza Mississipi pojawia się Bangkok. W roli epizodycznej występuje nakręcana dziewczyna, która będzie zapewne tytułową bohaterką czekającej na mnie niedługo powieści. 
W końcu wyszło Bacigalupiemu zakończenie. Mocne i stanowiące świetne dopełnienie dołujących losów Tranha w świecie głodu. Z racji doskonałej puenty jest to najlepsze opowiadanie zbioru.

"Miękki"
Obraz umysłu mordercy z przypadku. Niepokojąco trafny i precyzyjny monolog wewnętrzny zabójcy własnej żony, tak, jakby Bacigalupi wprowadził rzeczywistego sprawcę w stan hipnozy i spisywał jego reakcję na swój czyn, jego przemyślenia i zachowania po. Zaskakujące jest to krótkie opowiadanie, bo nie ma tutaj żadnej fantastyki, ot obyczajówka, ale także celna obserwacją umysłu zamkniętego w obojętnym społeczeństwie, który nieopatrznym morderstwem uwalnia się i zaczyna się nawet z tego cieszyć. W "Miękkim" pozbawionym otoczki fantastycznej Bacigalupi ujawnia całe spektrum swoich pisarskich możliwości.

I ostatnie opowiadanie z omnibusa, tytułowa "Pompa numer 6". Wyśmienita wizja przyszłości, w której zidiocenie społeczeństwa osiąga gargantuiczne rozmiary, nikt już nie wie, jak funkcjonują urządzenia zapewniające podstawowe potrzeby cywilizowanego człowieka, czyli kanalizacja i prąd, nikt nie wie jak je naprawić. Wszystko działa na słowo honoru, na łut szczęścia, a główny bohater, jedyny, który zdaje się tym jako tako interesować zwyczajnie nie ma ku temu inżynieryjnych podstaw, czyta instrukcje obsługi jak egipskie hieroglify. Opowiadana historia skojarzyła mi się z tym:
http://www.youtube.com/watch?v=wrmUHv66OMY
Tak, więc "Pompa numer 6" jest udanym zwieńczeniem świetnego zbioru opowiadań. 

Bacigalupi zyskał moje uznanie opowiadaniami, teraz kolej na powieść.

4 komentarze:

Zofia pisze...

Ile jest dokładnie opowiadań w tej książce?

Mamerkus pisze...

W omnibusie wydanym przez wydawnictwo Mag w ramach serii Uczta Wyobraźni zostało opublikowanych 11 wyżej zrecenzowanych opowiadań oraz powieść "Nakręcana dziewczyna".

Zofia pisze...

Dziękuję bardzo za informację :)

Mamerkus pisze...

Proszę bardzo :)