piątek, 29 marca 2013

Misterium ludu Anasazi

Bardzo dobrą powieść przeczytałem. Lubię sobie od czasu do czasu zapodać dzieła duetu LIncoln-Child, panowie nie schodzą poniżej pewnego całkiem przyzwoitego poziomu. "Nadciągająca burza" jest już piątą w ostatnim czasie powieścią tychże autorów i trzeba przyznać, że każda z nich miała mi coś ciekawego do zaoferowania. "Nadciągająca burza" plasuje się zaraz po "Relikcie", a więc w moim przypadku jest to świetna rekomendacja.

Tym razem głównym daniem dnia jest archeologia, a oś fabuły zbudowana jest z jednej z największych tajemnic archeologicznych naszych czasów, czyli zniknięciem Indian kultury Anasazi, przy czym Indian w znaczeniu rdzennych Amerykanów, a nie stricte lud, który tradycyjnie rozumie się pod tym pojęciem.  Nie bawiąc się w Wikipedię można krótko stwierdzić, że do dzisiaj niewiele wiadomo o Anasazi, owiani są oni z jednej strony tajemnicą swoich niesamowitych miast naskalnych pueblo (poniżej na zdjęciu Cliff Palace w Masa Verde, warto to zdjęcie oglądać w maksymalnym powiększeniu), z drugiej strony tajemnicą swojego zniknięcia. Lincoln i Child umiejętnie rozgrywają motyw Anasazi, przy czym fabuła opiera się na legendzie poszukiwania miasta złota Quivira przez XVI-wiecznego konkwistadora Francisco Vasqueza de Coronado (pomocą służy Wiki: Quivira).
Dość powiedzieć, że im dalej w las, tym wydarzenia są bardziej porywające, a zakończenie przypomina nieco dramaturgią wydarzenia w "Relikcie". Wyjaśnienie zniknięcia Anasazi, które proponują autorzy, jest całkowicie zaskakujące, a przy tym nie ma w sobie nic z taniej sensacji, wszystko ma tutaj naukowe ręce i nogi. Być może takie wiarygodne przedstawienie Anasazi wynika z tego, że Douglas Preston podróżował i przez jakiś czas żył pośród Indian z rejonów stanów Utah/Arizona.

Największym atutem "Nadciągającej burzy" jest jej klimat (to w sumie najlepsza cecha wszystkich powieści duetu), unikalna atmosfera archeologicznej gorączki, skałkowego trekkingu, życia obozowego, a pod koniec autentycznego surwiwalu. Jest wędrówka, wieczorne ogniska, są ruiny, stopniowe odkrywanie tajemnicy i emocjonująca końcówka, czegóż chcieć więcej. Pewną atrakcją są również bohaterowie (chociaż razi pewien niesprecyzowany dysonans w charakterystyce znanego z "Reliktu" i "Relikwiarza" Billa Smithbacka) oraz sama wciągająca fabuła. Podobało mi się w szczególności jak umiejętnie autorzy rozgrywają zagrożenie wynikające np. z poruszania się po skałach, widać praktyczne obycie z topografią i zagrożeniami trekkingu. Oprócz tajemnicy Quiviry autorzy dają możliwość zapoznania się z miejscową geografią np. dotarcie w odludne rejony stanu Utah, gdzie zostaje umiejscowiona Quivira, wymaga przebycia klimatycznego jeziora Powell na granicy Arizony i Utah, będącego terenem zalewowym wód gruntowych, które podniosły się w wyniku zbudowania tamy Glen Canyon. Warto sobie pooglądać w necie zdjęcia tego niezmiernie urokliwego, sztucznego akwenu, poniżej próbki:

W każdym razie podczas potencjalnej w przyszłości wędrówki po Stanach Zjednoczonych odwiedziny miast naskalnych Anasazi oraz Lake Powell będą objęte programem obowiązkowym :). 

Reasumując "Nadciągająca burza" to bardzo dobra, trzymająca w napięciu, wciągająca przygodówka z horrorem w tle, a ja po kilku pozycjach mogę pokusić się o stwierdzenie, że duet Preston-Child można brać w ciemno, jeżeli oczywiście lubi się takie thrillery z domieszką horroru i naukowej tajemnicy.

2 komentarze:

Mery Orzeszko pisze...

Cudna powieść! Tak obrazowa i trzymająca w napięciu, jakby jakiś film przygodowy oglądała.
Właściwie, dlaczego nie zrobili wg niej filmu?

Mamerkus pisze...

Pewnie dlatego, że nie ma tutaj żadnych potworów, ani superbohaterów.