niedziela, 23 września 2012

Ku chwale Rewolucji Światowej

Kanwą "Kontroli" i "Wyboru" Wiktora Suworowa są losy stalinowskiej przodowniczki Rewolucji Światowej, Nastii Strzeleckiej. To, co przechodzi ta dziewczyna z rąk reżimu ma służyć jako przykład tego, co się działo z ludźmi w okresie stalinizmu, i co może się stać, kiedy podobne systemy znowu dojdą do głosu. Śmierć rodziców, nieludzkie, poza granice wytrzymałości szkolenia, śmierć koleżanki, tortury, a przede wszystkim psychiczna i fizyczna indoktrynacja połączona z młodym wiekiem i samotnością. Czytelnik sympatyzuje z Nastią, ale przy tym ma świadomość, że jest ona jednocześnie wzorcem ofiary i elementem fundamentu terroru. Z jednej strony bowiem musi ona przejść tortury i "kontrolne rozstrzelanie" z rąk znienawidzonego ukochanego Gryfa, z drugiej ślepo wierzy w system i jest bezkrytycznym wykonawcą wszelkich rozkazów. Powstaje, więc pytanie, na ile wiara w system wynika z przebytej, katorżniczej indoktrynacji młodego umysłu, a na ile ze świadomego wyboru. Suworow nie daje odpowiedzi na to pytanie do samego końca. Moim skromnym zdaniem Nastia Strzelecka miała we wszystkim wybór, ale na pewno nie w podstawowej kwestii: w jakim kraju się urodziła i w jakich czasach przyszło jej żyć. W jednym z wywiadów dostępnych w internecie Suworow mówi, że pisze książki o walce zła z innym złem. Być może to jest klucz do zrozumienia tragizmu postaci Nastii.

Losy Nastii są kanwą, ale nie jedynym elementem dylogii Suworowa. Autor wprowadza wiele wątków pobocznych dotyczących samego Stalina, Berii, Jeżowa, kilku pomniejszych dygnitarzy bolszewickich, Aleksandra Gołowanowa (pod postacią książkowego Gryfa), Stalinowskiego Argumentu (legendarna tajna broń Stalina), Moskwy-600 (legendarne podziemne miasto zbudowane przez Stalina), czy w końcu tytułowej Kontroli, czyli (także) legendarnego, nieformalnego, utajnionego systemu organów kontroli podległych wyłącznie Stalinowi, funkcjonującego nawet ponad wszechwładną NKWD.

Pojawiają się również wątki stricte fikcyjne, jak czarodziej Rudolf Mazur w "Wyborze". Moim skromnym zdaniem nie były to pomysły udane, zaś wspomniany wątek Mazura jest wyjątkowo niepotrzebny. Przesłania swoim absurdem powagę i sens rzeczywistych wydarzeń historycznych. Sprowadza on tragizm opowiadanych faktów historycznych do poziomu zabawnej anegdotki, ale przede wszystkim odrealnia historię, czyni ją bardziej podobną do dzieł Roberta Ludluma, aniżeli do prawdziwej rozprawy ze stalinizmem, do czego zdaje się zmierzać Suworow w swoich dziełach. Ok, rozumiem zamysł autora, aby jego powieści zainteresowały jak najszersze grono odbiorców (czemu służyć ma również celowo prostacki styl narratorski), ale w tym wszystkim autor chyba nie wziął pod uwagę, że szerokie masy mogą nie zrozumieć ironii i sensu głębiej ukrytego, aniżeli podanego dosłownie. Pod tym względem strzał w stopę Stalinowskim Argumentem panie Suworow.

Nie zmienia to oczywiście faktu, że Suworow dobrym pisarzem jest. Czyta się go świetnie,a najlepsze są krótkie dialogi i anegdotki odnoszące się do różnych kwestii, jak np. absurdalne, a jednocześnie niebezpiecznie trafne, nauczanie teorii ludożerstwa (jako jednego z licznych "usprawiedliwień" stalinowskiego terroru) przez profesora z Wydziału Ludożerstwa:
"Ludożerca to taki sam człowiek jak każdy inny, tyle że bardzo głodny. My też jesteśmy ludożercami, ale właśnie zjedliśmy obfite śniadanie i jesteśmy syci. Na razie. Słowem, ludożerstwo dlatego jest tak ciekawą gałęzią wiedzy, że zajmuje się badaniem psychologii człowieka, który stał się bydlakiem. Z punktu widzenia nauki szczególnie interesująca jest właśnie ta granica, która oddziela życie ludzkie od zwierzęcego.
 Przemiana ludzi w bestie odbywa się zaskakująco szybko. Pamiętajmy, że tak zwana cywilizacja, to jedynie trwający sześć tysięcy lat epizod w życiu człowieka. Wystarczy lekko poskrobać i spod tej cienkiej naleciałości wyłazi sto milionów lat prawdziwego bestialstwa. Zwierzę drzemie w każdym z nas, choć nie wszyscy mamy tego świadomość. Inna sprawa, że zwierzęcość człowieka nie tylko jest kwestią psychiczną. Czasem czysto praktyczną, gdy na przykład mamy do wyboru: zdechnąć, lub pożreć bliźniego. A ściślej: pożreć bliźniego, nim bliźni zeżre nas.
Człowiek, stając się raz ludożercą, pozostaje nim zwykle do końca życia, choć stara się to ukryć przed otoczeniem. To jak morderstwo: zabijasz raz, drugi, a potem samo wciąga. Z jedną różnicą: ludożerstwo wciąga znacznie silniej niż zwyczajne zabójstwo, takie bez zżerania trupa. Wciąga od razu i na dobre. Jeśli po pierwszym razie człowiek nawet będzie miał żywności pod dostatkiem, to i tak pozostaje ludożercą, jawnym lub utajnionym. Może czynnie uprawiać ludożerstwo albo tylko o tym marzyć, ale nie zmienia to faktu, że jest ludożercą. Jak my wszyscy.
Nauka radziecka, jako przodująca w świecie, może się poszczycić zupełnie unikalnymi rezultatami badań przyczyn, okoliczności, samych aktów oraz skutków ludożerstwa. Naszym uczonym stworzono niepowtarzalne możliwości wszechstronnego, zbadania fenomenu masowego ludożerstwa, zwłaszcza w latach 1918 i 1920, oraz w okresie 1932-1933. Nauka radziecka w pełni wykorzystała tę szansę.
Nastia nie wytrzymała:
- I naprawdę mieliście okazję oglądać prawdziwych ludożerców?!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Profesor również:
- Moja droga, w piwnicy pod dzwonnicą trzymam dla celów eksperymentalnych siedemdziesięciu sześciu ludożerców." - z Kontroli

Albo myśl stalinowskiego terroru w chwili szczerości jednego z jej wykonawców:
"Z punktu widzenia Rewolucji Światowej ludzie zasadniczo dzielą się na dwie kategorie: na tych, którym trzeba natychmiast poderżnąć gardło i na tych, którym na razie nie trzeba" - także z Kontroli

Albo też fragment o analizie wypracowania Nastii Strzeleckiej na temat praktycznych metod przejęcia władzy nad światem przez Rewolucję Światową: 
"- A cóż w tym niejasnego? Jest defilada na Placu Czerwonym. W każdym szeregu po dwudziestu ludzi. W każdym sektorze dziesięć szeregów, dwustu ludzi. Tych sektorów jest po horyzont. Maszerują równo, aż miło patrzeć. Każdy żołnierz przez okrągły rok wyciskał z siebie siódme poty, szkoląc się na defiladę. I to nie tylko w Moskwie, ale wszędzie. Pytanie, czy wyrzucanie wyprostowanych nóg powyżej pasa, wypinanie piersi i zadzieranie brody powyżej nosa przydatne jest na wypadek działań wojennych? Po co tracić czas na ćwiczenie kroku defiladowego? Odpowiedź: po to, żeby zmusić tysiące ludzi do reagowania w sposób bezrefleksyjny, przyzwyczaić ich do słuchania rozkazów, a nie zdrowego rozsądku.
- Trudno się nie zgodzić.
- Dobrze. W takim razie trzeba podobne ćwiczenia zastosować wobec setek milionów ludzi.
- Zmusić obywateli, żeby maszerowali krokiem defiladowym?
- Niekoniecznie. Mam na myśli treść, a nie formę. Najważniejsze, żeby te ćwiczenia były absurdalne i żeby równocześnie dotyczyły setek milionów ludzi. Najlepiej zmusić ich do wykonywania jakiegoś kretynizmu. Regularnie.
- Masz przykłady takich kretynizmów?
- Można na przykład zmusić całą ludzkość, żeby dwa razy w roku przestawiała wskazówki zegarów.
- Czym to uzasadnić?
- Oszczędnością energii.
- To prawda?
- Skądże znowu! Najważniejszym odbiorcą energii elektrycznej są fabryki. Na drugim miejscu są środki transportu. Przesuniemy wskazówki, czy nie przesuniemy - i tak ilość zużywanej energii nie ulegnie zmianie. Poważnym odbiorcą są kopalnie węgla. Tam zawsze ciemno. Albo oświetlenie ulic. Światło włącza się kiedy jest ciemno, a wyłącza kiedy jest jasno. Co zmieni przestawienie wskazówek?
- Część energii wykorzystują ludzie w swoich mieszkaniach...
- Słusznie. Niecały jeden procent. Ale w ramach tego procentu też nie wszystko idzie na oświetlenie. Niebawem nadejdą takie czasy, że ludzie będą mieć elektryczne żelazka, elektryczne maszynki do mielenia mięsa, telefony na prąd, radia, elektryczne kino domowe. Możesz kręcić wskazówkami zegara w każdą stronę i nie wpłynie to w żaden sposób na zużycie energii. Zresztą z oświetleniem mieszkań to wygląda podobnie: latem i tak jest widno i nie ma znaczenia, czy wstajesz o piątej, czy o dziesiątej. Z kolei zimowym rankiem i tak jest ciemno i nie obejdzie się bez oświetlenia. Nieważne, czy jest godzinę wcześniej, czy później.
- Zatem uważasz, że nie będzie żadnego pożytku z przestawiania zegarów?
- Będą tylko kłopoty. Masa kłopotów.
- I nikt nie będzie oponować?
- Tłum nie potrafi myśleć. Tłum przyjmie to jako coś naturalnego. Sam będzie sobie przysparzać nowych problemów. Jeśli tylko narzucimy ludzkości z dziesięć takich idiotycznych zachowań, jeśli sprawimy, że wszyscy podporządkują się bez zastrzeżeń, wtedy zawładniemy światem." - z Wyboru

Śmiać się, czy płakać? W końcu do dziś przestawiamy dwa razy w roku zegarki ku chwale Rewolucji Światowej.

A na koniec burżujska teoria przetrwania:

"- Każdy z nas ma w życiu wybór. - Kniaź spojrzał przez okno na przelatujące francuskie równiny, podrapał się po brodzie. - Jak to mówią: albo dupczysz, albo sam jesteś dupczony. Świat to jedna wielka piramida dupczenia. Jeżeli nie próbujesz wdrapać się na sam szczyt, ześlizgujesz się w dół. Miliard jest potrzebny po to, żeby nie dać się wydupczyć komuś, kto ma sto milionów. Dziesięć miliardów trzeba mieć po to, żeby wydupczyć tego, kto ma ich tylko pięć." - z Wyboru

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Słowo odnośnie Rudolfa Mazura -> Proponuę poczytać o postaci Wolfa Grigoriewicza Messinga. Postaci historycznej, która zasłynęła między innymi tym, że dzięki umiejętnościom hipnozy weszła niezatrzymywana do gabinetu Stalina...

Mamerkus pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.