poniedziałek, 22 lipca 2013

Ostatki z Maj Sjowall, Per Wahloo

Przychodzi taki moment w życiu czytelnika, że chcąc nie chcąc musi zakończyć swoją czytelniczą przygodę z danym pisarzem/pisarzami. Nieczęsto się zdarza, aby taki koniec wynikał z obiektywnego faktu skończonej ilości dzieł autorstwa Maj Sjowall i Pera Wahloo, których cykl z udziałem Martina Becka i kolegów ze szwedzkiej Policji został zamknięty liczbą 10 w wyniku tragicznej śmierci Wahloo na raka. Nie wiem, na ile świadomość bliskiej śmierci miała wpływ na treść powieści duetu, ale da się zauważyć w ostatnich tomach pewien fatalizm i poczucie depresji. 

W każdym razie sam zacząłem od świetnej i klasycznej "Roseanny" (co do której się swego czasu nie wypowiedziałem), poprzez następnie najlepsze kryminały pary, czyli "Mężczyznę na balkonie" (tutaj jest moja ówczesna opinia) oraz "Śmiejącego się policjanta" (opinia), dalej niezły i zabawny "Wóz strażacki, który zniknął" (który zrecenzowałem już na blogu tutaj), by w końcu całkiem niedawno ogarnąć aż cztery ich kryminały w jednym czasie (dokładnie wyjątkowy słaby "Mężczyzna, który rozpłynął się w powietrzu", niezłe, ale niestety obarczone sporą dozą naiwnej lewackości "Morderstwo w Savoyu" i "Twardziela w Saffle" oraz ekstremalnie lewacki i beznadziejny fabularnie i koncepcyjnie "Ludzie przemocy", ostatni z cyklu), o czym pisałem tutaj.


Teraz przeczytałem ostatnie z nietkniętych wcześniej dzieł duetu, czyli ósmy i dziewiąty tomy serii "Zamknięty pokój" i "Zabójcę policjanta". I z tej okazji naszła mnie refleksja, że dobrze się stało, że na samym końcu nie przeczytałem wybitnie nieudanych "Ludzi przemocy". 


Tak więc "Zamknięty pokój" jest kolejnym niezłym kryminałem w cyklu. Ma kilka przestojów oraz obowiązkową, toporną lewackość, niemniej sama intryga została jak zwykle gruntownie przygotowana przez autorów i kunsztownie zaprezentowana wymagającemu czytelnikowi, takiemu jak ja ma się rozumieć. Becka wcale dużo nie ma, momentami snuje się dotknięty traumą wydarzeń opisanych w końcówce "Twardziela z Saffle", ale w końcu ożywia się za sprawę pewnej białogłowy. Sjowall i Wahloo trzymają swój dobry, rzetelny, ascetyczny styl z wprawą kreśląc wiarygodną intrygę i portrety psychologiczne swoich policyjnych bohaterów. Gdyby nie ta wszechobecna...

Z kolei "Zabójca policjanta" jest jednym z lepszych kryminałów serii, obok "Mężczyzny na balkonie" i "Śmiejącego się policjanta". Świetna, złożona intryga, jeszcze lepiej zarysowani niemal wszyscy bohaterowie (chociaż niektórzy wręcz karykaturalnie), to wszystko złożyło się na godne pożegnanie z duetem Sjowall/Wahloo. Takie momenty jak przesłuchanie Folke Bergtssona, czy męża zamordowanej wręcz wbijają w fotel swoim klimatem. 

Ogólnie rzecz biorąc żałuję, że na tym koniec, że nie będę już miał okazji przeczytać kolejnej intrygi rozwiązywanej przez Becka i spółkę. Pomimo wszechobecnej lewackości kryminały duetu są świetne koncepcyjnie i artystycznie, trzymają w napięciu i dają sporo satysfakcji miłośnikom gatunku. Pozostaje mi w tym momencie przerzucić się na Sherlocka Holmesa. 

Brak komentarzy: