wtorek, 30 lipca 2013

Romantyczna archeologia ("Gdy słońce było bogiem" Zenona Kosidowskiego)


Wpadła mi ostatnio w bibliotece w ręce książka popularnonaukowa Zenona Kosidowskiego, o której zawsze wiedziałem, a której nigdy do teraz  nie dane mi było przeczytać, a mianowicie "Gdy słońce było bogiem". Jest to niezmiernie ciekawa i wciągająca opowieść o starożytnych cywilizacjach Mezopotamii (SumerowieAkadyjczycyAsyryjczycyAmoryciHuryciKasyciChaldejczycy), Egiptu, Krety, Mykenów, Azteków i poprzedzających ich Majów oraz Tolteków z punktu widzenia wczesnych odkryć archeologicznych. Trochę nie w czapę pasują tutaj rozdziały odnoszące się do tragicznych losów Pompei i Herkulanum, ale Kosidowski wspomniał o nich zapewne z uwagi na niezwykle dokładnie zachowane stanowiska archeologiczne tych miejsc, zatopionych w popiołach i lawie Wezuwiusza. W końcówce Kosidowski dorzuca do pieca już całkowicie tajemniczymi i zaginionymi cywilizacjami kultury Cocle (dzisiejsza Panama), czy ozłoconych Siedmiu Miast Ciboli oraz El Dorado (jezioro indian Czibcza w Kolumbii).

Kosidowski był amatorem, który w dodatku pisał w czasach stalinowskich. Konsekwencją tego jest z jednej strony konieczność weryfikowania aktualnego stanu wiedzy na tematy przez niego poruszane (np. podany jako przykład Pluton nie jest już uznawany za planetę), z drugiej strony zaś jest trochę fragmentów wielbiących naukę rosyjską i radziecką, a przy każdej okazji wbijających szpilę w imperialistyczny Zachód. W pewnych miejscach konieczność pisania pod socjalistyczną modłę przybrała komiczno-absurdalne rozmiary. Tytułem przykładu pisząc o odkryciu Sumerów Kosidowski musiał napisać, że istotnie maczał w tym place "wielki asyrolog rosyjski Michał Nikolski", o którym w internecie nie można znaleźć choćby wzmianki.

Nie zmienia to jednak faktu, że książka Kosidowskiego jest w wielu miejscach zwyczajnie wciągająca, a to dzięki naturalnej erudycji i pasji autora. Z wypiekami na twarzy np. czytałem fragmenty o tym, jak powstawało pismo asyro-babilońskie. W ogóle Kosidowski dostrzega, że dla zrozumienia danej cywilizacji konieczne jest zrozumienie jej języka. To w języku narodu tkwi źródło wiedzy o tym narodzie. Autor doskonale zdaje sobie z tego sprawę i z fascynacją opisuje odkrywanie sensu hieroglifów, czy późniejszych pism fonetyczno-obrazkowych Bliskiego Wschodu.

Tajemnice niektórych cywilizacji są frapujące. Najbardziej tajemnicza spośród nich wydaje się osławiona datą 21 grudnia 2012r. cywilizacja Majów. Otóż z niewyjaśnionych do dzisiaj przyczyn w 610 r. n.e. cała cywilizacja opuściła z dnia na dzień południowy Jukatan i m.in. świetnie zachowane do dzisiaj ruiny Palenque, by przenieść się na północ Jukatanu i stworzyć Chichen-Itza, Mayapan i Uxmal. W związku z tym, że Majowie zapisywali tylko daty kalendarzowe, nie utrwalając w piśmie nic innego (w szczególności swojego życia codziennego), trwają nadal dysputy nad przyczynami tej nagłej, zbiorowej migracji. Warto także np. odwiedzić Chichen-Itza i leżące w pobliżu Sacren Cenote (na zdjęciach poniżej), gdzie Majowie (łagodna, bezkrwawa cywilizacja) składali jedyne ofiary z ludzi, młodych dziewic, dla przebłagania boga deszczu w okresie posuchy:


Książka Kosidowskiego pozbawiona jest zasadniczo taniej sensacji, a skupia się głównie na starannym opisie kultur i religii wymarłych cywilizacji. Jest to jednak pozycja fascynująca, w szczególności dla laików, gdyż prezentuje zagadnienia przystępnie i z werwą pasjonata. Godna polecenia lektura, pozbawiona sensacyjnych naleciałości typu Erich von Daniken, z drobnym minusem w postaci występującej gdzieniegdzie żałosnej socjalistycznej propagandy.

1 komentarz:

Mery Orzeszko pisze...

Są jeszcze "Rumaki Lizypa" Kosidowskiego, też bardzo ciekawe.
Dzisiaj trudno uwierzyć, że mógł ktoś tak pisać bez Wikipedii:)))