sobota, 29 listopada 2014

Wszyscy wiedzieli, wszyscy milczeli

Dziennikarz śledczy Marcin Kącki w swojej książce "Maestro" postanowił przedstawić efekty swojego śledztwa w sprawie czterdziestoletniej, pedofilskiej i homoseksualnej kariery Wojciecha Kroloppa w Poznańskim Chórze Chłopięcym. Reportaż Kąckiego jest wstrząsający nie tylko przez bliskość zdarzeń dla mnie, Wielkopolanina z dziada pradziada, ale przede wszystkim na to, że składa się z samych faktów, chociaż oczywiście dziennikarz nie pozostaje obojętny wobec ogromu zbrodni dokonanej przez Kroloppa. Nie wnikam w szczerość intencji Kąckiego, czy zrobił to dla swojej sławy, czy też dla ujrzenia prawdy przez opinię publiczną, ważne, że fakty zebrane przez dziennikarza mówią same dla siebie. "Maestro" to katatoniczny obraz chorego społeczeństwa, rodziców, którzy oddają swoje dzieci pedofilom za bibeloty i casio z Zachodu, urzędników i nauczycieli bojących się o własne cztery litery, innych osób z otoczenia chóru, które były całkowicie obojętne na jednoznaczne sygnały o krzywdzie dzieci.
Ta książka ukazała się o 20 lat za późno! To powinno wyjść na początku lat 90-tych, jako podsumowanie, nowe otwarcie dla miasta, oczyszczenie atmosfery i ukaranie winnych. Ale nie. Wszyscy wiedzieli, wszyscy milczeli, wszystkim to doskonale pasowało, kółko wzajemnej adoracji, koteria powiązanych interesików i biznesików, od sekretarki Grażyny, małej osóbki dosłownie i w przenośni, która broni Kroloppa, bo się boi stracić pracę (którą w końcu i tak traci), poprzez "biznesmena" Jana Rybskiego, o którym w sieci można znaleźć m.in. takie informacje, aż do Aliny Kurczewskiej, znanej, wieloletniej dziennikarki Radia Merkury, która tak siebie prezentuje do publicznego wglądu na FB. Jako dzieciak uwielbiałem słuchać audycji jej autorstwa z muzyką poważną, na początku lat 90-tych Radio Merkury byłą jedyną stacją radiową osiągalną przez mój mały magnetofon. Teraz wiem, że moje wspomnienia są zakłócone świadomością, że za tą fasadą estetyki i ładnych dźwięków, siedziała kobieta, która przez 40 lat była przy chórze, widziała Kroloppa, znała jego grzeszki, ale udawała, że ich nie widzi, gdyż jedyne, co ją interesowało, to "dbałość o spuściznę po ojcu", o to, by wizerunek chóru był nieskazitelny. Los dzieci, ich zdrowie psychofizyczne, dla Aliny Kurczewskiej nie były i nie są ważne. Dla mnie ta pani jest symbolem, klasycznym egzemplarzem zmowy milczenia, o której pisze Marcin Kącki.
Krolopp jak Krolopp, pedofile byli, są i będą, "Maestro" to jest tak naprawdę opowieść o chorym społeczeństwie, o społecznej zmowie milczenia, milczącym przyzwoleniu na zło. Krolopp był chorym seksoholikiem, ta piękna ziemia zdecydowanie zbyt długo go nosiła, był winny i nie podlega to negacji, ale jak tu ukarać rodziców, wizytatorów, osoby piastujące władzę w Poznaniu, w województwie, w kraju, tych wszystkich dygnitarzy, którzy przez kilka dekad pozwalali, aby na łonie społeczeństwa plenił się wrzód zboczenia, niszczący psychikę, zdrowie i życie molestowanych chłopców? Kącki przeprowadza z nimi wywiady, nie ocenia ich, ale oni sami się pogrążają, kiedy zadaje im proste pytanie: Nic Pan/Pani nie widział/a, nie słyszał/a? Nie było sygnałów świadczących o molestowaniu? Jaka odpowiedź najczęściej pada? "Coś tam widziałem ale co ja mogłem" albo "nie było oficjalnej skargi".
Nosz kuźwa, co to ma być? Co to za społeczeństwo, które nie chroni swoich niewinnych członków? Przecież te usprawiedliwienia, te małe wymówki dla sumienia, to było niezależne od czasów, w których miały miejsce zbrodnie Kroloppa. PRL się skończył, wymówki pozostały. W kwietniu 1994 roku, na sesji Rady Miasta, wywiązuje się dyskusja nad pedofilią Krollopa. Radnym był wtedy Michał Stuligrosz, który wypowiada symboliczne słowa: "Nie ma sensu udawać, całe miasto wiedziało". Sesja zostaje do dnia dzisiejszego utajniona w trosce o to, by "na zewnątrz nie wydostało się żadne słowo, które mogłoby narazić ich na odpowiedzialność za naruszenie dobrego imienia Kurczewskiego i Kroloppa. I rozeszli się do domów". Dramat społeczny, dramat systemowy, dramat relatywizacji wszystkiego we wszystkim, rozmycia zasad, usprawiedliwiania złego, patrzenia przez palce, przeskalowanie wartości, odwrócenie do góry dnem, tego c słuszne. Urzędujący do dnia dzisiejszego prezydent Ryszard Grobelny, uczestnik tamtej sesji, jest w stanie powiedzieć tylko, że "sesja była żenująca". Między wierszami miał zapewne na myśli, że żenujące było w ogóle wyciągnięcie tego gnijącego trupa z szafy, a nie sposób załatwienia, bo sam głosował za utajnieniem.
Komentarz z jednego forum w internecie -  Jestem poznańskim słoikiem. Tych 10 lat temu przeczytałam w gazecie o sprawie Kroloppa w towarzystwie koleżanki ze studiów, z dobrej poznańskiej rodziny. "Wreszcie!" - zareagowała, wówczas 20-letnia. "To wszyscy wiedzieli" "A ty znasz kogoś z chóru?" "Tylko jednego kolegę, ale o tym wszyscy wiedzą". To nie była siostra, to nie była urzędniczka, rodzinnie nie przyznała się do związków z chórem. Tylko tyle, że "to wszyscy wiedzą". Nawet ludzie w mieście znaczy się. Ciarki mnie przeszły."
Zmowa milczenia została przerwana w 2003 roku, po czterech dekadach społecznego przyzwolenia. Posypały się zatem artykuły medialne, komentarze, prasa, telewizja miały używanie. Cytat z artykułu Wprost z numeru 27/2003: ""Już na przełomie lat 1982 i 1983 do wydziału kultury i sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu, któremu podlegał chór Polskie Słowiki, docierały skargi rodziców chórzystów, którzy zarzucali Wojciechowi Kroloppowi praktyki pedofilskie. Wtedy postanowiono, że sprawa nie może nabrać rozgłosu, bo wszyscy na tym stracą. KW PZPR w Poznaniu miał przekazać do urzędu wojewódzkiego pismo nakazujące zatuszowanie sprawy. Broniono dyrygenta Polskich Słowików, bo ten chór był traktowany jako przeciwwaga dla uważanych za prokościelne Poznańskich Słowików Stefana Stuligrosza."kryty przez znanych Poznaniaków. Jaki mają w tym udział?" 
Na czym polega zło w historii Kroloppa i jego otoczenia? To nie jest zło jawne, wyskakujące z pudełka jak mściwy dżin, życie to nie bajka. Zło to konglomerat ignorancji, małostkowości, egoizmu, zachcianek, niezdrowych ambicji, partykularyzmu. Zło to rozmycie granic, zasad, relatywizm moralny i obłaskawianie demonów. Ale przede wszystkim zło to niesłuchanie własnego sumienia, zasłanianie firanek, przechodzenie drugą stroną. To wszystko składa się na zło systemowe, tworzące chore społeczeństwo. 
To jest nie tylko Krolopp i zgniłe otoczenie, to się pojawić może wszędzie. W Poznaniu jest od zawsze, odkąd pamiętam. Tytułem przykładu w mojej ostatniej pracy, jednostce organizacyjnej miasta, system układów i układzików doprowadził do tego, że jedno ze stanowisk kierowniczych zajmuje od kilku lat osoba inteligentna i wykształcona, ale kompletnie pozbawiona elementarnej inteligencji emocjonalnej, objawiająca coraz silniejsze skłonności socjopatyczne, pozbawiona empatii, nie umiejąca zarządzać ludźmi, co automatycznie dyskwalifikuje ją z zajmowania takiego odpowiedzialnego stanowiska. Jest to jednak tajemnicą poliszynela, wszyscy marudzą po kątach, narzekają, ale powiedzieć to na głos, postawić się, obronić jeden drugiego nie potrafią, bo się boją własnego cienia. I w ten sposób czyrak narasta, bo z biegiem lat osobowość kierownika ulega dalszej degradacji i będzie coraz gorzej, aż dojdzie do jakiejś tragedii. 
Pani Dulska, symbol drobnomieszczańskiej hipokryzji, doskonale wiedziała, że jej dorosły syn odwiedza w nocy służącą, i wcale jej to nie przeszkadzało; w furię wpadła dopiero, kiedy o romansie ktoś spróbował głośno mówić. Czy ta sama pruderia rządzi rodzicami krzywdzonych dzieci? Jan Rybski, pani Grażynka, sekretarka bojąca się o swoją pracę (ten sam mechanizm obserwuję jako normalne zachowanie, krew mnie zalew, kiedy widzę, jak mali ludzie boją się o utratę swojej pracy). Sami sobie tworzymy takie społeczeństwo, na jakie zasługujemy. Krolopp pod koniec życia nie wykazywał skruchy. Ale dlaczego miał wykazywać, skoro przez 40 lat odbierał z otoczenia ciche przyzwolenie. Oto ucieleśnienie opisanego przeze mnie zła:
plus materiał telewizyjny z zakłamaną Aliną Kurczewską ("komu bliskie są losy instytucji, szkoły i chóru" - a co z setkami dziećmi, pani Alino?), Janem "grubymi nićmi szytą prowokacją" Rybskim i rodzicami: https://www.youtube.com/watch?v=jigEesUF7Mk.
Każdy powinien przeczytać książkę Kąckiego - aktualni rodzice, przyszli rodzice, dziadkowie, politycy, nauczyciele, pedagodzy, wszyscy, którzy mają w sobie chociaż odrobinę empatii i potrafią racjonalnie myśleć. Nauczmy się czytać między wierszami, nauczmy się rozmawiać o sobie, zrzućmy maski i bądźmy dla siebie bliźnimi, a nie rywalami w drodze po lepszy status materialny. Są rzeczy ważniejsze, niż premie i trzynastki, niż wyjazd na Mallorcę. W innym wypadku dojdzie do kolejnej tragedii.

Brak komentarzy: