piątek, 12 lipca 2013

Catherynne M. Valente - "Nieśmiertelny" (ocena 5/10)

Po niezłym, lecz niesmacznym "Palimpseście" oraz wyśmienitej, epickiej dylogii "Opowieści sieroty" przyszła kolej na przeczytanie przeze mnie "Nieśmiertelnego", kolejnego dzieła Catherynne M. Valente wydanego w ramach Magowskiej serii Uczta Wyobraźni. 

"Nieśmiertelny" to niesamowicie dołująca, pesymistyczna i fatalistyczna w swej wymowie powieść. Fatalizm przejawia się przede wszystkim w motywie przewodnim, którym jest konstatacja, że na końcu życia czeka nas śmierć. Złośliwie można by rzec, że Valente osiąga w ten sposób Himalaje literackiej przenikliwości, tym że motywem rozwalając system, tyle że nie idzie tu o sam motyw przewodni, a o sposób jego autorskiej prezentacji. W "Nieśmiertelnym" Valente optymalnie wykorzystuje cały swój niesamowity, literacki warsztat, tworząc historię nasyconą liryką, metaforą i kwiecistym stylem. Rzeczywistość historyczna (czasy bolszewizmu, stalinizmu i II wojny światowej) miesza się tutaj z baśniową alegorią, granica jest płynna i subtelnie zatarta przez autorkę. 

Pięknie się to czyta, gdyby jeszcze tylko Valente potrafiła zapewnić zakończenie posiadające chociażby miligram optymizmu. Od samego początku historia Marii Moriewnej to niekończący się festiwal coraz większych nieszczęść, aż to rzeczonej śmierci dosłownie i w przenośni (tak to w każdym razie odebrałem). Miałem jednak nieodparte wrażenie, graniczące z pewnością, że losy Marii Moriewnej i osób, które się z nią stykają (w tym tytułowego Kościeja) są fatalistyczne i czegokolwiek Maria by nie zrobiła, to i tak w ostateczności będzie źle dla niej i jej otoczenia. Nie cierpię czegoś takiego, tj. fatalizmu, pomimo podejmowanych przez bohatera jak największych starań, aby było lepiej. Nie wiem, może autorka kierowała się determinizmem treści baśni o Marii Moriewnej, z której wywiodła swoją powieść (Maria do spółki z ukochanym Iwanem doprowadzają do zguby złego Kościeja), niemniej przez takie, a nie inne poprowadzenie fabuły (od poznania Kościeja, poprzez życie w Bajun, starania o małżeństwo z nim, poznanie Iwana itd.) sprawia, że "Nieśmiertelny" nie ma dla mnie żadnej wymiernej wartości poza szkodliwą dla psychiki konstatacją, że "lepiej nic nie robić, skoro cokolwiek się zrobi, i tak będzie źle, a nawet gorzej". Nie cierpię fatalizmu, to woda na młyn wszelkich nierobów. Maria się starała, jako jednostka nieprzeciętna, indywidualistka w czasach kolektywu, dostąpiła zaszczytu namiętności ze strony Kościeja, ale potem czegokolwiek, by nie zrobiła, to wtopa za wtopą, chociaż winy jej nijak nie można przypisać, skoro "wszystko zostało przepowiedziane" (jak twierdzi Gamajun). Nie wiem, czy kiedykolwiek miałem nieprzyjemność przeczytać powieść równie fatalistyczną jak "Nieśmiertelny" i dlatego, pomimo przyjemności obcowania z samym tylko stylem pisarskim Valente, fabule "Nieśmiertelnego" wystawiam ocenę mierną. 

Oczywiście "Nieśmiertelny" ma swoje poza fabularne plusy, które podniosły ostatecznie moją ocenę książki do 5/10. Zasadniczą wartością powieści Valente jest bowiem twórcze wykorzystanie przez autorkę (bądź, co bądź Amerykankę) podań i wierzeń słowiańskich, głównie rosyjskich. Na kartach "Nieśmiertelnego" pojawia się cały regiment mitycznych postaci takich jak domowiki i domowichy, leszy, wiły, czarty, rusałki, licho, Żmij Gorynycz, Gamajun, alkonost, Mróz, Wij, Baba Jaga, wyspa Bujan, czy też tytułowy Kościej. "Nieśmiertelny" skojarzył mi się nieco z ględźbami Wita Szostaka, podobny nostalgiczno-mistyczny klimatyczny kolaż legend i bajań ludowych, tylko oczywiście inna skala i i ich źródło, u Szostaka to były baje góralskie, zaś u Valente źródłem pozostaje Ruś. 

Reasumując, dla samej tylko przyjemności obcowania z mniej lub bardziej znanymi elementami wierzeń ludów słowiańskich warto zapoznać się z powieścią Valente, niemniej trzeba się nastawić na potężną dawkę fatalizmu. 

Brak komentarzy: