sobota, 6 lutego 2016

Apokalipsa Europy, takiej jaką znamy ("Uległość" - Michel Houellebecq)


I tak się właśnie kończy świat 
nie hukiem, ni skomleniem 
lecz szumem bełkotu ślepców 
zapomniałych swego upadku

Mgła "Further down the nest II" 

Islamizacja Europy trwa i nic nie zmieni tutaj zaklinanie rzeczywistości przez ocenzurowane, poprawne politycznie media oraz zidiociałych, działających wbrew woli Narodów polityków, często skorumpowanych petrodolarami. Dżihadyści poczynają sobie na tyle śmiało, że ostatnio wchodzą nawet ze swym kagankiem oświaty do krajów jednolitych religijnie takich jak Polska, dzieje się to na szczeblu samorządowym w Poznaniu, Częstochowie, Białymstoku i na Pomorzu. A powszechne bajdurzenie o "uchodźcach", o pomocy ludziom uciśnionym, o wrażliwości i pomocy ... ech Ja jestem człowiekiem cholernie wrażliwym, wręcz przewrażliwionym, każdy człowiek, którego spotykam, bardzo silnie na mnie oddziałuje, czuję podskórnie jego lęki, obawy, potrzeby. Gdybym jednak miał każdemu pomagać, to bym się unicestwił, nie dałbym rady fizycznie, psychicznie, czasowo i finansowo. Nie można pomagać bez refleksji, bo to wtedy nie jest pomoc, tylko bezsensowne rozdawnictwo. Do tego - spójrzmy, kto przybywa do tej wrażliwej, empatycznej Europy:
"Uległość" można rozumieć na wiele sposobów, jednym z nich jest synonim słowa "islam", inaczej "poddanie się Allahowi". Jeden z bohaterów powieści mówi tak: "– Chodzi o uległość – powiedział cicho Rediger. – Oszałamiająca, a zarazem prosta myśl, nigdy dotychczas niewyrażona z taką mocą, że szczytem ludzkiego szczęścia jest bezwzględna uległość. Miałbym pewne opory przed zaprezentowaniem tej myśli swoim współwyznawcom, którzy mogliby ją uznać za bluźnierczą, ale ja dostrzegam wyraźny związek między bezwzględną uległością kobiety wobec mężczyzny jak w Historii O a uległością człowieka wobec Boga, o której mówi islam. Widzi pan, islam akceptuje świat, akceptuje go w jego integralności, świat jako taki, używając języka Nietzschego. Według buddyzmu świat to dukkha, niedopasowanie, cierpienie. Co do chrześcijaństwa, nie ma w nim już takiej pewności – czyż Szatan nie jest nazywany księciem tego świata? Dla islamu dzieło boże jest doskonałe, to wręcz arcydzieło absolutne. Czym w gruncie rzeczy jest Koran, jeśli nie mistyczną pieśnią pochwalną? Pochwałą Stwórcy i uległości wobec Jego praw. Ludziom, którzy chcą poznać islam, nie polecam zazwyczaj rozpoczynania od lektury Koranu, chyba że są skłonni zrobić wysiłek: nauczyć się arabskiego i zagłębić w tekst pierwotny. Proponuję im raczej, aby posłuchali sur, aby je powtarzali, wczuli się w ich oddech i rytm. Islam to jedyna religia, która zabroniła używania przekładów dla celów liturgicznych, bowiem Koran w całości opiera się na rytmie, rymach, refrenach, asonansach. Na podstawowej zasadzie poezji, na połączeniu dźwięku i znaczenia, które pozwala opowiedzieć świat.*" Można na marginesie uzupełnić, że chrześcijaństwo zaczęło upadać, po Soborze Watykańskim II, kiedy oficjalnie dopuszczono odprawianie liturgii mszy w językach narodowych, a nie jak do tej pory w łacinie, której nikt z wiernych nie rozumiał. Odarcie liturgii z łaciny, odarło ją jednocześnie z tajemnicy, z mistycyzmu, co było już prosta drogą do spowszednienia Boga, do jego laicyzacji. 
Ale za bardzo dywaguję. "Uległość" Houllebecqa to w sumie nie powieść o islamizacji Europy, a o tym, dlaczego jest ona w ogóle możliwa, o tym żyznym podłożu europejskiej laickości, bierności moralnej, apatii intelektualnej, plytkich wartości, których nie warto bronić. Rzymianie w 476 roku n.e. też byli przekonani o tym, że ich upadające cesarstwo zachodnie będzie trwać wiecznie, nie dostrzegali globalnej skali swego upadku. To, co się teraz dzieje w Europie, to właśnie taki przypadek.
"Uległość" to powieść, która w szczery, ale dość trudny w przekazie sposób pokazuje, gdzie aktualnie jest Europa. A Europa jest w czarnej dziurze, wydrążonej rakiem zgnilizny moralnej i społecznego wyalienowania jednostki. Apoteoza indywidualizmu i egoizmu doprowadziła do rozpadu więzi społecznych, promocja dewiacji homoseksualnych do rozpadu rodziny - podstawowej komórki społecznej. intelektualizm do duchowego wyjałowienia, w konsekwencji w Europie nie ma już nic, tylko konsumpcjonizm i życie na teraz, na już, byle było mi dobrze. Symbolem tego są obcy sobie ludzie w komunikacji publicznej, sąsiedzi mieszkający w tym samym bloku, nie znający się nawzajem, w szatni na siłowni, alienowanie się ze słuchawkami na uszach, życie nie razem, a obok siebie. Francois stwierdza "Ciężko jest zrozumieć innych, pojąć, co się kryje w głębi ich serce, bez pomocy alkoholu może nigdy by się nikomu nie udało"**. I dalej "Ludzkość nie tylko mnie nie interesowała, ale wręcz mierziła; nie uważałem ludzi za swoich braci, a już tym bardziej ni uważałem za braci jakiegoś drobnego fragmentu owej ludzkości, na przykład swoich rodaków lub byłych kolegów z pracy. Chciał nie chciał, musiałem jednak uznać, że ci ludzie są do mnie podobni, choć właśnie z powodu owego podobieństwa wolałem ich unikać."***
Kryjemy się za maskami, aby tylko się nie odkryć, aby tylko nie mówić jak jest, by nie być posądzonym o rasizm, ksenofobię, patriotyzm, religijność, nazizm i wiele innych rzeczy, dobrych i złych, celowo przemieszanych ze sobą, aby tylko zamydlić, namieszać, rozproszyć, zrelatywizować granice. Dochodzi do tego, że człowiek czuje się obco we własnym domu, własnym kraju. Europa popełnia zbiorowe, rozłożone na kilka pokoleń samobójstwo i w tym momencie właśnie, w tych latach 2015-2020 jest kluczowy moment, punkt krytyczny, ostatni na ratunek przed zmianą porządku rzeczy, jeżeli teraz Europa się nie obudzi, potem będzie za późno.
Trudność w odbiorze "Uległości" tkwi w bohaterze, a w zasadzie anty-bohaterze, który w narracji pierwszosobowej obrzydza nam siebie, obrzydza nam wszystko, co wiąże się ze współczesnym światem zachodnim, obłudę, fasadowość życia intelektualnego, jego miałkość, zbędność, koniunkturalizm. Przeintelektualizowany, zniewieściały, zobojętniały na otaczającą rzeczywistość, biernie poddający się zmianom społecznym współczesny Europejczyk, w gruncie rzeczy kierujący się przyziemnymi potrzebami. Europa jaka znamy, umiera, a Islam jest tylko grabarzem. Ilu ja mam takich znajomych wokół siebie, przeintelektualizowanych, pozbawionych ikry maminsynków, którym wydaje się że pojedli wszystkie rozumy, a są niczym więcej jak mięsem w rękach innych ludzi, zmanipulowanym medialnie stadem owiec
W gruncie rzeczy bowiem, cała ta przeintelektualizowana dyskusja u antybohatera, te jałowe dysputy o dupie Maryni, wszystko to sprowadza się do zadania wprost oczywistego pytania: "ile wyniesie moja pensja, do ilu żon będę mieć prawo?" Ostatecznie wszystko sprowadza się bowiem do kupczenia żywym towarem, do handlu niewinnymi, kobietami i dziećmi. Sam Francois o kobietach myśli tak "(...)w tej sytuacji przydałaby się kobieta, która bez wątpienia też jest człowiekiem, lecz reprezentuje nieco inną odmianę ludzkości i wnosi do życia lekki zapach egzotyki"****. Powieść kończy się jak mokry sen stetryczałego mizogina - nasz anty-bohater szybciutko przechodzi konwersję na islam, aby tylko móc wybrać sobie żony, bo w końcu "muzułmańskie żony są bez wątpienia uległe i oddane, zostały przecież tak wychowane, a to zazwyczaj wystarcza, żeby mężczyźnie dać rozkosz". I tak, po konwersji, "każda z tych dziewcząt, choćby najładniejsza, będzie szczęśliwa i dumna, jeśli mój wybór padnie właśnie na nią, i będzie się czuła zaszczycona, mogąc dzielić ze mną łoże. Wszystkie będą godne miłości, a ja na pewno zdołam je pokochać*****". Piotr Kieżun, w wywiadzie dla Polskiego radia, słusznie powiedział, że "Houellebecq pisze o kryzysie duchowości europejskiej, o kryzysie moralnym i politycznym, gdzie wszystko zamienia się w banał i nudę. Okazuje się, że nawet fala islamu nas przed tym nie ratuje, bo ta religia wcale nie jest powrotem do moralności", o czym świadczą właśnie ostatnie stronice powieści.
Jestem tym najbardziej znienawidzonym dzisiaj, białym, dorosłym mężczyzną, ale nie wyobrażam sobie, żebym żył w świecie, w którym mam wyższość moralną, duchową, prawną, fizyczną i materialną nad kobietą, którą kocham. Bo islam do tego się właśnie sprowadza - do supremacji jednej płci nad drugą, do powrotu patriarchatu w jego najgorszym przebraniu - bezkarna władza mężczyzny nad żoną/żonami, siostrą, matką, koleżanką siostry, nad swoimi dziećmi, które mają siedzieć grzecznie w domu i czekać na wypełnienie swojej odgórnej woli społecznej pod rygorem kar jakich Europa nie widziała od kilkuset lat. W najlepszym wypadku kobieta w islamie ma tak: "Głośno chichocząc, dziewczyny pogrążyły się w grze polegającej na znajdowaniu różnic między dwoma obrazkami w „Picsou Magazine”. Biznesmen uniósł wzrok znad arkusza kalkulacyjnego i uśmiechnął się do nich z boleściwym wyrzutem. Też się do niego uśmiechnęły, nie przestając szeptać i chichotać. Mężczyzna znowu złapał za telefon i wdał się w kolejną konwersację, równie długą i poufną jak poprzednia. W świecie islamskim kobieta – przynajmniej jeśli jest dość ładna, żeby wzbudzić pożądanie bogatego małżonka – praktycznie przez całe życie może pozostać dzieckiem. Wkrótce po wyjściu z lat dziecięcych sama zostaje matką i znowu pogrąża się w świecie dzieci. Jej własne potomstwo dorasta, a ona staje się babcią. I tak toczy się jej życie. Przez kilka zaledwie lat kupuje sobie erotyczną bieliznę i zamienia dziecięce zabawy na gry seksualne, co w gruncie rzeczy sprowadza się do tego samego. Oczywiście traci swoją niezależność, ale fuck autonomy; sam z dużą łatwością, a nawet autentyczną ulgą pozbyłem się wszelkich obowiązków zawodowych czy intelektualnych i wcale nie zazdrościłem temu biznesmenowi siedzącemu po drugiej stronie korytarza w przedziale TGV Pro Première, którego twarz – w miarę toczącej się konwersacji telefonicznej – coraz bardziej pochmurniała; najwyraźniej jego interesy mocno kulały, gdy tymczasem pociąg przejeżdżał przez stację Saint-Pierre-des-Corps. Tyle że on miał przynajmniej rekompensatę w postaci dwóch pełnych wdzięku i czaru małżonek, które mogły mu wynagrodzić trudy prowadzenia biznesu; może jeszcze jedna czy dwie czekały na niego w Paryżu; kołatało mi po głowie, że szariat zezwala na posiadanie czterech żon. Mój ojciec miał… znerwicowaną dziwkę w postaci mojej matki. Na tę myśl zadrżałem. Cóż, teraz już nie żyła, oboje nie żyli, a ja byłem jedynym – żywym, acz w ostatnich czasach nieco sfatygowanym – świadectwem ich miłości."******
Nie potrzebuję tego, nie chcę tego, chcę żyć w społeczeństwie zdrowym moralnie, z zasadami, z wolnością wyboru wyznania, chcę żyć z kobieta, która mnie kocha, która ma wolną wolę w każdej chwili ode mnie odejść, która ma pełną swobodę robić, co chce i kiedy chcę i która jest ze mną, bo tego chce, a nie dlatego że musi. Mam nadzieję, że przynajmniej w moim kraju będę miał taką możliwość.

Oto jesteśmy my, Europejczycy, beztroskie dzieciaki, wygodnie jak u mamy za piecem, osaczeni przez zgraję krwiopijców, którzy nie pragną niczego innego jak tylko dorwać się do darmowego źródła i doić stuprocentową hemoglobinę.

* str.249
** str.157
*** str.200
**** str.200
***** str.280
******str.218

Brak komentarzy: