wtorek, 23 kwietnia 2013

Joe Haldeman - "Wieczna Wojna"

Po niesamowitej "Granicy lodu" zaliczyłem niezłą, wciągającą, chociaż niezbyt rzetelną logicznie klasykę s-f, czyli "Wieczną Wojnę" Joe Haldemana. 
Wojna ma to do siebie, że jakkolwiek się o niej nie pisze, zawsze wzbudza emocje. Czym w ogóle jest wojna? Jest pojęciem wieloznacznym, można ją wyjaśniać pod względem prawnym i dyplomatycznym (zerwanie stosunków pokojowych), społecznym, politycznym, socjologicznym, filozoficznym i moralnym. Tyle znaczeń, co prób wyjaśnienia słowa "miłość". Wojna jest antonimem pokoju, synonimem agresji, konfliktu. Historia dostarcza wielu przykładów na to, że wojna stanowi także (a może przede wszystkim) uwolnienie człowieka z okowów społecznych konwenansów, w czasie wojny nie obowiązują reguły społecznego porządku, wojna to powrót do dzikiej jaskiniowej psychiki, ograniczonej osiągnięciami cywilizacji. Istnieje nawet tzw. prawo wojenne, czyli zbiór międzynarodowych norm prawnych dotyczących zasad prowadzenia konfliktów zbrojnych, w zamierzeniu mających na celu ochronę ludności cywilnej i jeńców wojennych. Oczywiście wojna nie byłaby wojną, gdyby nie łamała również reguł ustanowionego dla niej prawa, chociaż społeczność międzynarodowa stara się od jakiegoś czasu usankcjonować karalność zbrodni przeciwko ludzkości, za pośrednictwem trybunału haskiego. Problemy ze skazaniem Radovana Karadzicia świadczą o tym, że mogą z tym być spore trudności, jak z mizernym znaczeniem politycznym dzisiejszego ONZ.

W każdym razie Joe Haldeman w latach 70-tych napisał swoje największe dzieło, uhonorowane zresztą kilkoma znaczącymi nagrodami, w tematyce wojennej. Nie jest to jednak wojna standardowa, tylko wojna tocząca się w rozmiarach galaktycznych, a w końcowej fazie nawet międzygalaktycznych. Haldeman opiera fabułę na koncepcji dylatacji czasu, wykorzystując do tego kolapsary (hipernowe, czarne dziury), z czym związana jest możliwość osiągania ogromnych prędkości kosmicznych przy przechodzeniu przez kolapsar. Jakoś mnie ta koncepcja nie przekonała, zwłaszcza, że sprawia wrażenie pretekstowej dla zaprezentowania zmian człowieczeństwa na przestrzeni ponad 1200 lat. Przez ten czas nasz bohater starzeje się jedynie o 5 lat, chociaż jest jednym z kilku weteranów całej Wiecznej Wojny. Niemniej zawiesiłem niewiarę i starałem się czerpać przyjemność z czytania.

Losy Williama Mandelli są poruszające, jego relatywistyczna walka z wrogiem i zmianami zachodzącymi na Ziemi nadają nowe znaczenie słowu "samotność". I tak ma chłopak szczęście, że razem z nim przeżyła Marygay, będąca ostatnim żyjącym łącznikiem z czasami jego narodzin. Kluczem jest w tym przypadku konfrontacja bohatera z otaczającą rzeczywistością, zmieniającą się o kilkadziesiąt, czy nawet kilkaset lat do przodu, w zależności od kolapsarowego przejścia.

Sama wojna jest nieciekawa, a egzystencja w światach o temperaturze niewiele wyższej niż zero absolutne niewiarygodna. Niektóre rozwiązania fabularne Haldemana budzą zdziwienie, a już uczynienie w pewnym momencie całej ludzkości homoseksualną (heteroseksualizm jako zaburzenie psychiczne?) ewidentnie sztuczne i nieuwzględniające roli atawistycznej natury ludzkiej w obrazie cywilizacji. Również zjednoczenie ludzkości pod egidą ONZ trąci myszką i maksymalnym pominięciem problematyki narodowej i religijnej. Do tego tempo tych zmian (na przestrzeni niecałych 500 lat) świadczy o tym, że autor zwyczajnie nie był w stanie ogarnąć skali poruszonej przez siebie tematyki, więc poszedł po najmniejszej linii oporu, zwyczajnie niektóre zagadnienia ignorując. Pomimo tych i innych wad "Wieczną Wojnę" czyta się całkiem nieźle, Haldeman nie jest jakimś literackim tuzem, ale jego sztandarowe dzieło stanowi rzetelną pozycję starej, klasycznej s-f, nastawionej jeszcze optymistycznie do kosmicznej ekspansji człowieka. 

Tak więc "Wieczna Wojna" jest całkiem niezłą lekturą, chociaż traktowanie jej jako jednej z najwybitniejszych powieści s-f jest ewidentnym nadużyciem semantycznym. Na pewno jest jedną z ważniejszych pozycji  s-f, nie można jej pominąć w podróży przez wyobraźnię przyszłych światów, niemniej jest nieco przereklamowana.

Ocena 5/10 (pozycja dobra, wciągająca, zapadająca w pamięć, ale posiadająca zbyt dużo widocznych wad, by otrzymała wyższą notę).

Brak komentarzy: