piątek, 12 grudnia 2014

Best of Robert Silverberg - "Pożeglować do Bizancjum"

Na temat twórczości Silverberga mam już wyrobione, niezbyt pochlebne zdanie, a po opowiadania z tomu "Pożeglować do Bizancjum" sięgnąłem z nadzieją, że zdarzy mu się kolejny rodzynek w postaci "Człowieka w labiryncie", a nie zbiór kupsztali w stylu Majipooru. Czy tak się faktycznie stało, o tym poniżej.


Robert Silverberg "Pożeglować do Bizancjum" (jako zbiór ocena 3,5/10)
"Gilgamesz na Pustkowiu" (ocena 3/10) - typowy przedstawiciel twórczości Silverberga, intrygujący, trącący sporym surrealizmem pomysł piekła dla historycznych i półmitycznych bohaterów ludzkości został wykorzystany dla drętwej, pustej, nic sobą nie wnoszącej fabuły, w której pojawiają się takie kwiatki jak domniemany wątek ciągotek homoseksualnych Roberta E. Howarda do Gilgamesza (archetypu Conana), czy też platoniczna miłość pomiędzy Enkidu i Gilgameszem. Do tego samo Piekło zostało przedstawione w wybitnie sztampowy sposób, oczywiście bez wyjaśnienia co, gdzie i dlaczego istnieje taki, a nie inny wymyślony przez autora świat przedstawiony. Wysoka ocena 3/10 tylko z powodu mojego romantyzmu na punkcie mitologii sumeryjskiej. Ale pada tutaj bardzo fajne sformułowanie: "Pożądanie mężczyzny przez mężczyznę stanowi oznakę dekadencji, upadku cywilizacji". No cóż, coś w tym jest.

"Pasażerowie" (ocena 3/10) - trawestacja motywu pożeraczy ciał (tutaj umysłów). Jak to u Silverberga pomysł wyjściowy (skąd są, jak wyglądają, czym są tytułowi pasażerowie) nie zostaje wyjaśniony, zaś osnuty wokół tego pomysłu wątek fabularny zwyczajnie rozczarowuje i nie zaskakuje.

"Na scenę wkracza żołnierz. Za nim wkracza drugi" (ocena 1,5/10) - Francisco Pizarro i Sokrates spotykają się jako pewnego rodzaju trójwymiarowa AI w zerojedynkowym świecie i sobie gadają. Standardowo Silverberg niezbyt czytelnie przedstawia wykreowany świat oraz tworzy słabiutką fabułę, w której chyba najistotniejsza miała być konfrontacja gwałtowności Pizarra i stoicyzmu Sokratesa. Podobnie jak w "Gilgameszu..." Silverberg popisuje się swoją encyklopedyczną wiedzą historyczną, ale samej historii to zupełnie nie jest w stanie uratować, dyskusja antagonistów jest płytka, pusta i do niczego w ostateczności nie zmierza.

"Skrzydła nocy" (ocena 5/10) - całkiem interesująca wizja przyszłości, gdzie ludzkość podzielona na swego rodzaju cechy (czyli takie samorządy zawodowe) oczekuje ponownej inwazji obcych z kosmosu. Akcja toczy się w Roumie (Rzymie z przekręconą nazwą) a głównym bohaterem jest Obserwator gwiazd, przedstawiciel cechu, który ma za zadanie dostrzec inwazję. Towarzyszą mu dziewczyna dysponująca tytułowymi skrzydłami oraz tajemniczy osobnik, który potem odegra niepoślednią rolę. Fabuła oczywiście nie wymiata, ale przynajmniej miałem poczucie, że przeczytałem przyzwoitą historię, chociaż bez żadnego morału i która wyleciała mi z głowy dwie sekundy po ostatniej kropce.

"Rodzimy się zmarłymi" (ocena 1/10) - sto najgorszych stron z Silverbergiem, co jest swego rodzaju osiągnięciem, bo nie spodziewałem się, że coś przebije "Księgę czaszek". Brak morału, brak sensu, brak ciekawej historii, północna ściana Eigeru beznadziejności. Fatalna nowela, czuję się tą historią zbrukany i absolutnie nie wiem, co chciał nią Silverberg przekazać, bo cały czas zmierzał łopatologicznie do wyraźnego morału, który oczywiście nie nastąpił.

"Dobre wieści z Watykanu" (ocena 2/10) - dobre, bo krótkie, na szczęście to tylko dziesięć stron i dlatego ocena oczko wyżej. Kilku religijnych notabli siedzi sobie w kawiarence i dyskutuje o trwającym konklawe, przewidując na stolec papieski wybór pierwszego robota. Jałowa dyskusja o zeszłorocznym zbiorze truskawek trwa przez całe opowiadanie, na koniec robot zostaje wybrany, chłopaki się rozchodzą, koniec opowiadania.

"Pożeglować do Bizancjum" (ocena 6/10) - Silverberg znowu popisuje się swoją encyklopedyczną wiedzą historyczną, ale na szczęście pojawia się tutaj w miarę sensowna fabuła. Jest to jedyna nowela w zbiorze, w której bohater rusza z punktu A i dociera do punktu B, po drodze przechodząc pewną przemianę, dowiadując się nowych rzeczy o świecie przedstawionym oraz samym sobie, w konsekwencji jest tutaj istota literatury - progres głównej postaci w określonej skali. Świat przedstawiony to bliżej nieokreślone miejsce (Ziemia, inna planeta, hangar, świat wirtualny) w przyszłości, w którym wiecznie młodzi, hedonistyczni i jednakowo piękni ludzie odwzorowują trójwymiarowe miasta z przeszłości z całym ich życiem miejskim i w którym zapewniają sobie odpowiednio rozrywkowe wakacje. Mamy zatem Aleksandrię, Chicago, starożytne miasto chińskie, a na końcu oczywiście Bizancjum. Za towarzyszy ta młodzież przyszłości obiera sobie czasami wskrzeszone postaci z przeszłości. Takim osobnikiem jest także główny bohater, alter ego mężczyzny z lat 80-tych XX wieku. Odnajdywanie się naszego protagonisty w świecie przedstawionym jest osią fabularną noweli. "Pożeglować do Bizancjum" nie jest jakimś olśniewającym dziełem s-f, ale wyróżnia się na tle wcześniejszych nowel zbioru, jest przyzwoicie napisane i kończy się wyraźnym morałem. Z tego powodu daję aż sześć oczek. 

Brak komentarzy: