czwartek, 12 marca 2015

Steven Erikson - "Okaleczony bóg" (tom ostatni Malazańskiej Księgi Poległych)


"Okaleczony bóg"
Ocena 5/10

Nareszcie koniec! I jednak - niestety - rozczarowanie. Może nie ogromne, ale czuję spory niedosyt, a wręcz chwilami czuję się oszukany przez Eriksona. Tyle czytania, tyle czasu poświęconego na lekturę MKP (w końcu jedenaście tysięcy stron przez trzy miesiące to ni w kaszę dmuchał no nie?), a większość wątków było albo zwykłymi zapychaczami stron albo też autor nie miał większego pomysłu na ich rozwiązanie. Do tego Erikson nie był w stanie pozbyć się maniery drętwego filozofowania, szczególnie widocznej od tomu siódmego, i także ostatni tom cyklu, to głównie piąte przez dziesiąte smęcenie buły o losie, życiu, śmierci, zdradzie, głodzie, żołnierce i poniewierce. Jest to przy tym o tyle niezrozumiałe, że w wielu miejscach Erikson potrafił zwięźle i emocjonująco przedstawić niektóre istotne wydarzenia. 

Nie mam ochoty się specjalnie rozpisywać, więc skrótowo, co na plus:
Korabas - krótki, treściwy wątek,
Łowcy Kości - w zasadzie jedyny wątek prowadzony od początku do końca konsekwentnie
Skrzypek i niektórzy z Podpalaczy Mostów - Skrzypek to główna postać całego cyklu i chyba dzięki temu Erikson nie zaniedbał tej postaci
Okaleczony bóg - lepiej chyba tego nie można było tego rozwiązać, chociaż mam pewne wątpliwości moralne związane z tym, co się działo za czasów Tiste Edur
Gesler i Chmura - obok Skrzypka, najlepiej poprowadzony wątek ludzki w MKP,
Bóg Forkrul Assailów - świetny wątek z ostatnich dwóch tomów,

Wiele minusów:
Icarium - niestety zaproponowane rozwiązanie mocno rozczarowuje, do tego temat grot Icariuma, stworzony w "Pyle snów", tutaj zostaje zupełnie porzucony,
Forkrul Assailowie - rety, jak ten wątek został spartaczony, jak ktoś słusznie zauważył na LC, wszyscy gnają do Kolanse, skrytobójcy, żołnierze, półbogowie, jaszczurki, Teblorzy, Imassi, Jaghuci, psy, żeby tylko móc ubić Assaila; potężni Inkwizytorzy Prawa składają się jak domki z kart pod byle ciosem, ugryzieniem Jaghuta, czy tam wrednego psa,
bitwy - za wyjątkiem ledwie zaznaczonych walk smoków, reszta walk to jakaś siódma woda po Sznurze Psów, zwyczajnie, co za dużo, to niezdrowo,
Sinn - co to było? ni z tego ni z owego dziewczynka ratująca ludzi w "Domu łańcuchów", "Łowcach kości" i "Wichrze śmierci" zamienia się nagle w demona zła i próbuje przejąć władzę nad światem? 
Draconus, Kilmandaros, Sechul Lath, Errastas - pradawna bogini Kilmandaros ubita jak pies na dwóch stronach, jej synek tudzież, Draconus z kolei ma wielkie wejście w "Pyle snów", a potem gdzieś znika,
Zrzęda, Trake, Wilki Wojny - po co te wątki, co miało z nich niby wynikać?
Karsa Orlong - gość, który przez kilka tomów był prowadzony jako nemezis całego cyklu, kończy jako bawidamek i okazjonalny zabójca pobocznego boga,
Deragoth - wypuszczone na wolność przez Ganoesa Parana w "Łowcach kości", siejące dziką, pierwotną grozę znikają z kart cyklu, jakby rozpłynęły się w powietrzu,
L'oric - podobny przypadek, co z Deragoth, był, poprzebywał na kartach cyklu, a potem zniknął, chociaż w ostatnim tomie jego Tiste Liosan dosyć żywo objawiają się jako antagoniści Tiste Andii,
Wąż - nieopisane cierpienia dzieci Kolanse, tylko po to, żeby spotkać na swojej drodze jeszcze bardziej wyczerpanych Łowców Kości, absolutnie zbędne,
Tavore Paran - bohaterka przez kilka tomów, a czytelnik w ogóle nie ma okazji poznać opowiadanej historii z jej punktu widzenia, stąd też do samego końca jest wyobcowana dla czytelnika i jej wątek w dużej mierze jest nieczytelny.

Wiele minusowych wątków sprawia wrażenie, jakby miało być kontynuowanych, jakby "Okaleczony bóg" nie był ostatnim tomem cyklu. To może świadczyć tylko o tym, że Erikson nie podołał rozmachowi zaproponowanej przez siebie wizji. Szkoda. 
Korabas vs sztorm Eleintów, smoczy fight, w skrzydłach widać uszkodzenia wynikające z przykucia Korabas
Sinn i jej ogniste szaleństwo
Więcej się nie będę wypowiadał, bo zwyczajnie jestem tym cyklem zmęczony, a to chyba nie powinna być pożądana przez autora reakcja czytelnika. A szkoda, bo Erikson dał po sobie znać, że potrafi panować nad tworzoną przez siebie materią literacką, szkoda że popadł w pewne maniery, których już się do końca nie wyzbył. 

To oczywiście nie koniec dzieł fabularnie zakotwiczonych w świecie Malazu, pozostają jeszcze nowele o Bauchelainie i Korbalu Broachu oraz powieści Esslemonta, ale na tę chwilę mam dosyć pokręconego, niespójnego i fatalistycznego świata Malazu. Zima się kończy, wiosna przybywa, czas poszukać optymistycznej literatury. 

Brak komentarzy: