Seria Uczta Wyobraźni zajmuje szczególne miejsce w moich literackich
zapatrywaniach. Seria ta stanowi symboliczną wisienkę na torcie
wydawanej w Polsce fantastyki sensu largo, rozumianej jako nielinearne
spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość. Wydawana od 2006 roku z
częstotliwością kilku egzemplarzy na rok w pięknej, atrakcyjnej szacie
graficznej obejmuje dzieła pisarzy różnorodnych, ale których z założenia
łączy jedno - szczególna kreacja świata przedstawionego.
Założenie
to różnie się sprawdza. Taką "Rzekę bogów" Iana Mcdonalda, "Wieki
światła" Ian Macleoda, czy "Palimpsest" Catherynne Valente mogę z
czystym sercem polecić, gorzej już wypada wymieniony Macleod w swoich
"Podróżach. Pieśni czasu". Kilka pozycji już przeczytałem, większość
mnie zachwyciła.
Z Catherynne Valente miałem do tej pory przyjemność przy "Palimpseście", dziele pomysłowym i wciągającym, aczkolwiek lekko rozczarowującym. Tak swoje wrażenia tuż po lekturze "Palimpsestu" opisałem zwięźle na jednym z portali:
"Pierwsze skojarzenie po lekturze - poetyckie spojrzenie na Matrix. Drugie skojarzenie - wyeksploatowana do granic możliwości koncepcja przechodzenia do innego świata (z klasyczną "Alicją po drugiej stronie lustra" na czele). Trzecie skojarzenie - oniryczność Tima Burtona. Niemniej lektura bardzo przyjemna, czyta się to sprawnie, wspaniała stylizacja języka, takowy koncept i jego perfekcyjna realizacja, ale zachwycony nie jestem. Co najwyżej przyklaśnięcie i satysfakcja z obcowania z czymś naprawdę dobrym, wyrastającym ponad przeciętność, jednakże nie wybitnym. Zachwyty w większości recenzji nieco na wyrost." Dodam zachwyty, które na dłuższą metę szkodzą książce, bo windują oczekiwania odbiorcy na niebotyczny poziom, któremu potem powieść nie jest w stanie sprostać. Stąd moje wówczas rozczarowanie skądinąd dobrą i wartą przeczytania książką.
Tym razem sięgnąłem po jeszcze bardziej osławioną w zainteresowanych kręgach czytelniczych dylogię "Opowieści sieroty" tejże autorki. Stylizowana na zbiór baśni tysiąca i jednej nocy dylogia stanowi niesamowitą podróż przez świat magii i dziwów, opowiedzianą w formie krótkich relacji poszczególnych bohaterów. Muszę przyznać, że tom 1 "W ogrodzie nocy" mnie zachwycił, aczkolwiek nie wszem i wobec chwaloną domniemaną poetyckością powieści (z tym w trakcie czytania różnie bywa), lecz wciągającą, pomysłową i przede wszystkim zazębiającą się w zaskakujący sposób mozaiką losów postaci, z których każde kolejne wydaje się bardziej zakręcone i nieprawdopodobne niż poprzednie. I tak mamy tutaj do czynienia z takimi oryginałami jak żyjące Gwiazdy, jednonogi, panny-bestie zamknięte w wieży, selkie, potwory wielkie jak kontynent, gryfy, magyry, leukrotty, ogrodniczka-córka drzewa, nekromanta, ognisty ptak, psi mnisi itd. Cała ta menażeria zaludnia świat z bajki-koszmaru, którego istnienie zawdzięczamy tatuażom na powiekach tajemniczej sieroty. Oczywiście pełnię zachwytów będę mógł wyrazić dopiero wtedy, gdy w tomie 2 wyjaśnią się w końcu losy sieroty i słuchającego jej księcia oraz losy świata, w którym dzieją się opowiadane historie. Już teraz widać, że świat ten żyje, wciąga swoją głębią i, co najbardziej zaskakujące w sumie i pozytywne, swoim unikalnym klimatem, o który we współczesnych powieściach fantasy zazwyczaj trudno.
Lubię, kiedy autor utrudnia sobie zadanie, kiedy podejmuje wyzwanie. Uwielbiam, gdy podjęty wysiłek i próba zaprezentowanie odbiorcy ciekawego i wciągającego swoją pomysłowością dzieła niemal całkowicie się udaje (niemal, gdyż potrzeba kropki nad 1, o czym przekonam się po drugim tomie).
"W ogrodzie nocy" nie jest oczywiście powieścią idealną. Poziom poszczególnych historii jest różny, i tak od absolutnie zachwycających opowieści ogrodniczki, gryfa, nekromanty, Tomomo i króla, po przeciętne dzieje bladej dziewczyny, czy handlarza skór. Całość jednak wypada bardzo dobrze i jest to z całą pewnością syta uczta wyobraźni. Tymczasem z wypiekami na twarzy rozpoczynam czytanie tomu drugiego "W miastach monet i korzeni".
"Pierwsze skojarzenie po lekturze - poetyckie spojrzenie na Matrix. Drugie skojarzenie - wyeksploatowana do granic możliwości koncepcja przechodzenia do innego świata (z klasyczną "Alicją po drugiej stronie lustra" na czele). Trzecie skojarzenie - oniryczność Tima Burtona. Niemniej lektura bardzo przyjemna, czyta się to sprawnie, wspaniała stylizacja języka, takowy koncept i jego perfekcyjna realizacja, ale zachwycony nie jestem. Co najwyżej przyklaśnięcie i satysfakcja z obcowania z czymś naprawdę dobrym, wyrastającym ponad przeciętność, jednakże nie wybitnym. Zachwyty w większości recenzji nieco na wyrost." Dodam zachwyty, które na dłuższą metę szkodzą książce, bo windują oczekiwania odbiorcy na niebotyczny poziom, któremu potem powieść nie jest w stanie sprostać. Stąd moje wówczas rozczarowanie skądinąd dobrą i wartą przeczytania książką.
Tym razem sięgnąłem po jeszcze bardziej osławioną w zainteresowanych kręgach czytelniczych dylogię "Opowieści sieroty" tejże autorki. Stylizowana na zbiór baśni tysiąca i jednej nocy dylogia stanowi niesamowitą podróż przez świat magii i dziwów, opowiedzianą w formie krótkich relacji poszczególnych bohaterów. Muszę przyznać, że tom 1 "W ogrodzie nocy" mnie zachwycił, aczkolwiek nie wszem i wobec chwaloną domniemaną poetyckością powieści (z tym w trakcie czytania różnie bywa), lecz wciągającą, pomysłową i przede wszystkim zazębiającą się w zaskakujący sposób mozaiką losów postaci, z których każde kolejne wydaje się bardziej zakręcone i nieprawdopodobne niż poprzednie. I tak mamy tutaj do czynienia z takimi oryginałami jak żyjące Gwiazdy, jednonogi, panny-bestie zamknięte w wieży, selkie, potwory wielkie jak kontynent, gryfy, magyry, leukrotty, ogrodniczka-córka drzewa, nekromanta, ognisty ptak, psi mnisi itd. Cała ta menażeria zaludnia świat z bajki-koszmaru, którego istnienie zawdzięczamy tatuażom na powiekach tajemniczej sieroty. Oczywiście pełnię zachwytów będę mógł wyrazić dopiero wtedy, gdy w tomie 2 wyjaśnią się w końcu losy sieroty i słuchającego jej księcia oraz losy świata, w którym dzieją się opowiadane historie. Już teraz widać, że świat ten żyje, wciąga swoją głębią i, co najbardziej zaskakujące w sumie i pozytywne, swoim unikalnym klimatem, o który we współczesnych powieściach fantasy zazwyczaj trudno.
Lubię, kiedy autor utrudnia sobie zadanie, kiedy podejmuje wyzwanie. Uwielbiam, gdy podjęty wysiłek i próba zaprezentowanie odbiorcy ciekawego i wciągającego swoją pomysłowością dzieła niemal całkowicie się udaje (niemal, gdyż potrzeba kropki nad 1, o czym przekonam się po drugim tomie).
"W ogrodzie nocy" nie jest oczywiście powieścią idealną. Poziom poszczególnych historii jest różny, i tak od absolutnie zachwycających opowieści ogrodniczki, gryfa, nekromanty, Tomomo i króla, po przeciętne dzieje bladej dziewczyny, czy handlarza skór. Całość jednak wypada bardzo dobrze i jest to z całą pewnością syta uczta wyobraźni. Tymczasem z wypiekami na twarzy rozpoczynam czytanie tomu drugiego "W miastach monet i korzeni".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz