środa, 9 października 2013

Piekło ziewa siarką

Nie podoba mi się kierunek, w którym zmierzają fabuły i losy bohaterów kolejnych czytanych przeze mnie powieści mojego ulubionego (póki co) duetu Preston&Child. Gdzieś tak od "Gabinetu osobliwości" zaznacza się niebezpieczny zwrot w stronę makabry, okrucieństwa i za wszelką cenę szokowania czytelnika. Preston&Child zaczęli się skupiać na bohaterach, złych i dobrych, których zadaniem jest ciągnąć fabułę do przodu. Nie jest to jednak dobry pomysł, bo zwyczajnie panowie nie mają talentu do dobrej charakterystyki psychologicznej postaci. Tytułem przykładu w takim "Relikcie" bohaterowie byli ważni, ale całość do przodu ciągnął doskonały wątek naukowy i groza roztaczana w podziemiach muzeum przez przerażające monstrum. Geniusz "Reliktu" polegał właśnie na doskonałym wyważeniu proporcji pomiędzy fenomenalnym pomysłem fabularnym, poprawnie przedstawionymi bohaterami i miejscem akcji. Od "Gabinetu osobliwości" poprzez "Martwą naturę z krukami", aż do recenzowanej "Siarki" zaczyna być dla mnie coraz bardziej widoczne, że spółce Preston&Child pokończyły się po prostu dobre pomysły. Nie mając więc pomysłów dają nam więcej Pendergasta i jego poschizowanej rodzinki, co jest średnio zajmujące, biorąc pod uwagę, że panowie nie do końca potrafią prowadzić bohaterów. 

Po epizodzie w Kansas ("Martwa natura z krukami") Pendergast wraca do Nowego Jorku, gdzie dochodzi do dwóch makabrycznych (a jakże!) i zagadkowych morderstw. Tym razem Pendergast do spółki przybiera sobie  D'Agostę, dzielnego i prawego policjanta, który brał główny udział w wydarzeniach "Reliktu" i "Relikwiarza". Oprócz tego ze znanych wcześniej postaci pojawia się także Laura Hayward, wcześniej w "Relikwiarzu". Autorzy dają odpocząć zmaltretowanym w "Gabinecie osobliwości" Norze Kelly i Billowi Smithbackowi i z ramienia mediów wysyłają do akcji adwersarza Smithbacka, Bryce'a Harrimana. 

Generalnie jestem "Siarką" rozczarowany, sześćset stron tekstu, od ok. trzechsetnej strony dwa równoległe wątki (D'Agosta i Pendergast we Florencji oraz Hayward i Harriman w Nowym Jorku), z czego ten drugi motyw totalnie z czapy, mógłby spokojnie zostać wyrzucony z fabuły bez szkody dla całości. Zresztą główny wątek też jest słaby i ogranicza się głównie do fabuły typu Hannibal Lecter. Nie jest to niestety coś, co mnie urzekło u chłopaków, jak przy np. "Granicy lodu". Do tego mam wrażenie, że zadawanie się z Pendergastem nie wychodzi nikomu na dobre, ktokolwiek współpracuje z agentem ten ze stuprocentową gwarancją może się spodziewać wpadnięcia prędzej, czy później w nieliche tarapaty zdrowotne (tutaj np. D'Agosta z osiem razy cudem unika śmierci, ale już nie udaje mu się uniknąć utraty koniuszka palca w wyniku sadystycznych zabiegów jednego z badassów, a to i tak jest podobno nic, bo w kolejnych tomach mają zacząć ginąć bohaterowie, z którymi czytelnik się zżył, a którzy z lub przez Pendergasta przeszli niejedną gehennę). Czemu to wszystko ma służyć? Do tego akcja "Siarki" kończy się w takim momencie dla Pendergasta (nie będę spamował, ale są to nieliche tarapaty), że jego przeżycie w dalszych tomach będzie dla mnie kpiną autorów z inteligencji czytelnika.

"Siarka" to podobno pierwszy tom tzw. Diogenes trilogy. Rzeczony Diogenes pojawił się w "Siarce" jedynie w didaskaliach, więc określanie "Siarki" jako elementu tej trylogii jest niezłym spojlerem, a jednocześnie nadużyciem. W każdym razie przystępuję do "Tańca śmierci".

Brak komentarzy: