poniedziałek, 8 października 2012

Wit Szostak - "Dumanowski"

"Chochoły" to była niesamowita epopeja rzeczywistości niedopowiedzianej, wymykającej się sprecyzowaniu, złudnej i niepokojącej swoją mnogością percepcji, a jednocześnie alegoria wiotkości relacji międzyludzkich, relacji rodzinnych:
"Patrzę na twarze swoich bliskich, znane od dziecka, od niedawna, niezmienne dzięki codziennemu oglądaniu, niestarzejące się pozaczasowe, przez te nieruchome, zastygnięte w moim umyśle oblicza nie dociera do mnie nic ważnego o nich samych. Nasze spotkania wywołują w nas te same reakcje, witamy się tymi samymi słowami, wszystko odbywa się według niezmiennego rytmu powtarzanego za każdym razem obrzędu. Małe, wstydliwe ryty przejścia, poranne pozdrowienia, południowe zapytania, konwersacje, nie rozmowy, ryty odpychające, odpychające nas od siebie, pozwalające przejść przez życie nie spotykając nikogo, i jednocześnie mieć poczucie uczestniczenia we wspólnocie. Wiem czego mogę oczekiwać, wiem, że mnie nie zaskoczą, ja też nie zaskakuję, odpowiadam ciągle to samo, to, czego można oczekiwać. I tak trwamy od lat, w poczuciu porządk i bezpieczeństwa, w domu nie czyhają żadne pułapki, dom to przecież świat oswojony. Spotykam moich bliskich, nad nami zawisa nastrój, i mówimy to, co powiedzieć powinniśmy. To, co chcę naprawdę powiedzieć, to, co mi się wydaje, że chcę powiedzieć światu na swój temat, zachowuję dla siebie i pomstując na skamienienie obyczajów rodzinnych, sam dostrajam się, mimowolnie i bezrefleksyjnie, do tego nastroju. Zapewne inni myślą to samo, kiedy się mijamy, czują ten sam niedosyt, to ukłucie utraconej szansy, dlaczego miałoby być inaczej, dlaczego tylko ja miałbym posiadać przenikliwość dostrzegania owej trudności nie do przezwyciężenia, na której panowanie wszyscy wydajemy przyzwolenie, więc mijamy się i rozstajemy z goryczą niespotykania, goryczą poddania się nastrojowi, niesmakiem kolejnego błahego przegapienia się nawzajem i po chwili przełykamy tę gorycz bez bólu. A potem się do tego przyzwyczajamy, nie można przecież ciągle mijać się z gorzkim smakiem na języku, to przechodzi, nadzieje prawdziwych spotkań płowieją, nastroje, w których ludzie dotykają się naprawdę, schną w zapomnianych zielnikach." - Chochoły

Powieść  "Ględźby ropucha" i "Poszarpane granie" to z kolei świetne fantasy, rozegrane na nutę podań ludowych. Nie do końca natomiast rozumiem, o co biega z "Dumanowskim".

Koncept jest taki, że Szostak wrzuca w dzieje Polski zaborowej długowiecznego, fikcyjnego bohatera narodowego, którego zasadniczą zaletą jest to, że trwa. Trwa na posterunku, czy to fizycznie, czy to w formie mitu w zbiorowej świadomości Polaków. Dumanowski jest bohaterem narodowym, bo jest. Nic wielkiego nie musi robić, tylko z czasem i zaskoczeniem nawet dla samego siebie staje się symbolem, żywym obrazem skrawka polskiej niepodległości, jakim zostaje Republika Krakowska. Do tego ciągle żyje, w pewnym momencie staje się przedwiecznym starcem, o którym wszyscy myślą, że jest już legendą, sam o sobie myśli częstokroć tak:
"Moje życie dobiegło już końca, tylko śmierć o mnie zapomniała" - Dumanowski

Ponadto, tenże Dumanowski wpływa samą swoją obecnością na znane osobistości polskiej sceny historyczno-kulturalnej, takie jak Mickiewicz, Słowacki, czy Adam Czartoryski, których losy przez to toczą się zgoła inaczej, aniżeli świadczą o tym znane wszem fakty:
"Adam Mickiewicz za namową Dumanowskiego postanowił na starość zostać księdzem (...) Szybko postępował w nauce świętej teologii i niebawem przyjął z rąk biskupa święcenia kapłańskie" - Dumanowski
"- Znam człowieka, książę, który na finansach zna się nie gorzej niż pan Ignacy, a do tego marzy o tym, by móc służyć Ojczyźnie>
- Znam go?
- Ty, książę, znasz wszystkich. Człowiek ów zwie się Juliusz Słowacki i ręczę za niego, gdyż znam go od dziecka" - Dumanowski

W ten sposób Mickiewicz zostaje biskupem, a Słowacki wybitnym ministrem skarbu w rządzie księcia Adama Czartoryskiego.

Lubię czytać Szostaka dla samego czytania. Oczywiście fabuła jest ważna, ale do tej pory bardziej urzeczony byłem jego stylem, doskonałym piórem. W "Dumanowskim" zabrakło mi czegoś więcej. Co prawda pomysł na książkę jest ciekawy i wciągający, ale nie do końca pojmuję jaki jest w tym cel. "Dumanowski" to nadal kawał porządnej literatury do obowiązkowego przeczytania dla każdego czytelnika, nawet niekoniecznie wymagającego (to nie "Chochoły"). Niemniej, może właśnie przez to nieszczęśliwe porównanie z "Chochołami", "Dumanowskiego" odebrałem jako pewnego rodzaju anegdotkę, ot bajeczkę opowiedzianą jednego wieczoru przez górala przy ognisku. Fajna sprawa, nieco alternatywna historia, w której motorem napędowym jest fikcyjna postać odwiecznego Dumanowskiego, ale nic ponadto. 

Nie wątpię, że Szostaka intencje były nieco głębsze, tylko że ich z "Dumanowskiego" nie byłem w stanie wyłowić. I tak pozostanie mi wspomnienie powieści dobrej, którą zdecydowanie warto przeczytać (Szostak jest jednym z nielicznych pisarzy, którego biorę w ciemno), ale która nie niesie ze sobą głębszych refleksji.


Brak komentarzy: