poniedziałek, 12 stycznia 2015

Ian Cameron Esslemont - "Noc noży"

Świat Malazu został stworzony wspólnie przez Steve'a Eriksona z Ianem Esslemontem na potrzeby gry RPG. Chłopaki umówili się, że będą się nawzajem uzupełniać w swojej twórczości. Efektem tej kooperacji jest "Noc noży" opowieść traktująca o wydarzeniach związanych z ascendencją cesarza Kellanveda i jego pomagiera Tancerza na władców Cieni, Ammanasa i Kotyliona, czyli no dosyć kluczowe postaci cyklu Eriksona. Zatem akcja "Nocy noży" teoretycznie cofa nas do prologu "Ogrodów księżyca", jednak ja przeczytałem "Noc noży" przed "Łowcami kości", gdyż tak radziły dobre duszki z internetu. W sumie, to chyba nie miało jednak większego znaczenia, bo "Noc noży" jest książką złą, źle napisaną pod względem konceptu postaci, fabuły, chronologii cyklu oraz zwyczajnej sztuki. Może omówię krótko te wady.

Bohaterowie.

"Noc noży" zawiera najbardziej irytującą postać kobiecą w historii literatury, począwszy od jej imienia, poprzez podejmowane decyzje życiowe, motywacje, aż do jej kreacji przez Esslemonta. Mowa tutaj o Kisce. Niewiasta ta co chwila jest łapana, bita, poniżana, kopana, to traci przytomność, to ją odzyskuje, biega w tę i we wtę, jest biernym obserwatorem wydarzeń, a autor czyni ją główną bohaterką, chyba za karę. Do tego jej motywacje są słabsze niż skromność Tadeusza Rydzyka. Kiska bierze z nudów udział w wydarzeniach, które ewidentnie ją przerastają pod każdym niemal względem, a mimo to pcha się w kabałę z uporem owcy idącej między wilki.
Nie lepiej jest z Hartem, drugim bohaterem powieści, weteranem wojen u boku Dassema Ultora, którego motywacje są równie wiarygodne, co tej całej Kiski. Ten też biega, tam i siam, ale przynajmniej bierze czynny udział w wydarzeniach. 

Fabuła i sztuka. 
Książka chaotycznie napisana plus błędy logiczne w zdaniach. Autor miał chyba problem z wizualizacją opisywanych przez siebie scen, bo niektóre są bez sensu. Przez pół książki dwoje bohaterów biega po nocy i to nie wiadomo po co. Na przemian są przez różnych osobników łapani i wypuszczani. W drugiej połowie coś zaczyna się składać do kupy. Niestety finał mnie rozczarował, bo nie dowiedziałem się dzięki niemu tego, co chciałam się dowiedzieć z tej książki, czyli jak to faktycznie było z tą ascendencją. 


Nadto, brakowało mi klimatu. Nie wykorzystany został potencjał magii malazańskiego świata, który ten klimat mógł świetnie zbudować. 

Chronologia cyklu.
Przede wszystkim chciałam wiedzieć czy Kellanved i Tancerz osiągnęli ascendencję żywi, czy po śmierci. Kotylion sprawia wrażenie całkiem żywego, za to Tron Cienia jest mocno niematerialny, stąd miałem nadzieję, że może zamach na niego jednak się udał. Poza tym wychodzi, że to nie był zamach, tylko regularna bitwa, do której obie strony były przygotowane. Niestety podczas Nocy Cieni mogli dotrzeć do Domu Umarłych zarówno żywi, jak i zamordowani. 
Generalnie nic tu z niczym się nie klei, Esslemont zamieszał także chronologię wydarzeń. W prologu "Ogrodów księżyca" stało, że Kellanved i Tancerz zniknęli w Domu Umarłych w noc rzezi magów w Malazie, kiedy to cesarzową została Laseen. W "Nocy noży" wychodzi, że rzeź w Malazie miała miejsce dwa lata przed akcją książki, a samo wejście do Domu Umarłych miało miejsce w Noc Cieni, o której opowiada "Noc noży". I Laseen została cesarzową też dopiero w Noc Cieni. To jak w końcu było panowie autorzy?

Podsumowując, kiepska powieść, o kilka poziomów słabsza od sztuki Eriksona. 
Ocena 3/10 



Brak komentarzy: