Pod recenzją filmu "Dary anioła. Miasto kości" w sieci znalazłem taki wpis obywatela "born81", odnośnie kondycji współczesnej kultury rozrywkowej. Podpisuję się pod tym wszystkim, co mam:
"Straszne jest ilość podróbek w fantastyce. Dobre fantasy albo s-f wymaga wnikiliwych studiów i szerokiej wiedzy z zakresu historii, etnologii, religioznawstwa, psychologii, nauk społecznych. Kiedyś taką literaturę uprawiali wizjonerzy, odrzuceni przez 'poważnych' literatów. Mam na myśli Sapkowskiego, Tada Williamsa, GRRM, Roberta Jordana, Robin Hobb, Orsona Scotta Carda, czy Tolkiena. Zresztą Szekspir czy Mickiewicz to też autorzy fantasy na całkiem niezłym poziomie.
Rynek wziął tylko formę bez treści, przecież elfy i demony to metafora wykorzystująca stare baśnie, w których zawarte są prawdziwe historie, teraz zaś wydawca mówi: napisz coś w stylu Tolkiena, żeby też były różne rasy, smoki i czary mary. Potem reklamuje się kolejnego 'spadkobiercę Tolkiena', który jest zwykłym grafomanem, a książki to gnioty, puste i kiepsko napisane. Język, którym pisze autor, sam w sobie jest dowodem na to, ze coś wie, bo żeby dobrze pisać, trzeba najpierw dużo czytać, ale i wiedzieć, co się czyta, i rozumieć, co się czyta. Inaczej, to można przejrzeć tysiące książek i nic się z tego nie wyniesie.
Potem wypociny kopistów się jeszcze przenosi na ekran. Porażka."
1 komentarz:
To takie smutne, ale... Amen.
Prześlij komentarz