niedziela, 22 lutego 2015

Steven Erikson - "Myto ogarów" (tom 8 z 10 Malazańskiej Księgi Poległych)


 "Myto ogarów" 
Ocena 4/10 

Za mną już ósmy tom epickiej serii fantasy pióra Steve'a Eriksona. Cyklu wyjątkowego pod wieloma względami, fantasy stanowiącej ogromne wyzwanie dla wytrwałości czytelnika, jednocześnie literatury wyśmienitej w swoim gatunku, i nie tylko. Począwszy od "Bram domu umarłych" można było obserwować tendencję zwyżkową serii pod względem koncepcyjnym i fabularnym, z kulminacją w genialnych "Łowcach kości" (wbrew temu, co ludzie piszą w sieci, to właśnie szósty tom cyklu jest najlepszy i chyba już tak pozostanie) i spadkiem jakości w "Wichrze śmierci" (WŚ). I muszę to z przykrością stwierdzić w "Mycie ogarów" (dalej MO) nastąpiło dalsze, dosyć drastyczne obniżenie poziomu.

Od strony fabularnej jak zwykle Erikson rozpisuje milion wątków głównych, pobocznych i okazjonalnych. Razem z bohaterami wracamy na znany z "Ogrodów księżyca" i "Wspomnienia lodu" kontynent Genebackis, gdzie zaczynają się dziać dosyć niepokojące rzeczy w okolicach Darudżystanu i Czarnego Koralu, siedziby Tiste Andii. Żeby się za bardzo nie zagłębiać w to wszystko przedstawię osie fabularne MO:
  • Tiste Andii i ich bóle wiecznego istnienia, związane z rozłąką z Matką Ciemność (jak wspominałem wcześniej Andii wywodzą się z ciemności, Edur z cienia, a Liosan ze światła), z których wymienić można znanych z WŚ Nimandera Golita, syna Anomandera, Klipsa (tutaj jest długo nieprzytomny, więc już tak nie wkurza), Kleszcza, a także nowe postaci jak posunięty w latach czarodziej Endest Silann oraz wojownik na posyłki Spinnock Durav,
  • rywalizacja nowych bogów, czyli bezbronnego Odkupiciela (znany ze "Wspomnienia lodu" Itkovian, który zostaje wyniesiony przez własny kult do roli boga-odkupiciela) oraz Umierającego Boga (Bellurdan z "Ogrodów księżyca", agresywny bóg narkotycznego umierania),
  • szalona podróż Mappo Trella i Zrzędy z Gildią Trygalle przez groty w celu odszukania Icariuma (zdecydowanie najciekawszy wątek MO),
  • wspólna wędrówka Dassema Ultora, Karsy Orlonga i Samar Dev do Darudżystanu na zbliżającą się konwergencję,
  • dzieje ostatnich Podpalaczy Mostów (Wykałaczki, Niewidki, Nerwusika, Młotka), którzy po zakończeniu służby otworzyli knajpę w Darudżystanie.

Tak to mniej więcej wygląda w ogólnym zarysie. Oprócz wyżej wymienionych, na kartach MO objawiają się z postaci już znanych m.in. Crokus, Scillara, Barathol Mekhar, siostra Złośliwość, Iskaral Krost (kontynuacja wątku z "Łowców kości"), Torvald Nom (długoletni towarzysz niedoli i przyjaciel Karsy Orlonga z "Domu łańcuchów"), Rallick Nom (skrytobójca z "Ogrodów księżyca"), wyjątkowo nieśmieszny Kruppe, pani Zawiść, Caladan Brood ("Wspomnienie lodu"), Silanah, wyjątkowo zabawny Raest (tyran z OK), no i bogowie w osobach Kotylliona, Tronu Cienia, Draconusa, Apsala'ry, czy samego Kaptura. Ten ostatni ma zaskakującą rolę do odegrania w powieści, z czym będą wiązały się spore przetasowania w panteonie bogów. Przede wszystkim jednak w końcu powraca Sójeczka (tym razem jako Sui Etkar), w asyście Toca Młodszego. Jako adwersarz wszystkich oczywiście wielki król Kallor oraz Ogary Cienia. Na deser Ogary Światła. 

Niestety, ale MO jest przegadanym, bełkotliwym czytadłem, którego dynamiczna i wciągająca końcówka nie jest w stanie zatrzeć kiepskiego wrażenia całości. Znanych, mniej lub bardziej lubianych bohaterów od groma i trochę, tym bardziej dziwi zaskakująca słabość tekstu MO. Przez blisko 700 stron Erikson stara się zamęczyć czytelnika pseudofilozofowaniem, sileniem się na dowcipnego i wszystkowiedzącego narratora oraz zwyczajnym, ordynarnym wodolojestwem. Erikson filozofuje na potęgę, jest to do tego stopnia przesadą, że nawet 5-letnie dziecko ma w MO własne przemyślenia na temat świata i kosmosu. Po prostu ktoś tu za bardzo pewnie się poczuł jako pisarz. Fabuła ciągnie się jak kisiel i tej męczarni nie widać końca, tytułowe myto ogarów cienkie jak barszcz, Karsa Orlong jakiś mdły i rozgadany, emo Tiste Andii itd. Gdyby MO miała ze 400 stron, to jeszcze dałoby się to męczenie buły zdzierżyć, a tak jest o te 450 stron za dużo. Końcowa konwergencja, pomimo tego że dzieje się sporo rzeczy znamiennych dla świata przedstawionego, to też nie wzbudza większych emocji, czytając zrzędziłem, kiedy się to wreszcie skończy. 

Zamęczył mnie Erikson ósmym tomem MKP, pobrał bandyckie myto mojej cierpliwości i zostało tego już naprawdę niewiele na "Pył snów" i "Okaleczonego boga". Innymi słowy Erikson doprowadził do sytuacji, której przy "Łowcach kości" bym się po sobie nie spodziewał - boję się, że w ostatnich dwóch tomach cyklu autor będzie kontynuował swoją drewnianą filozofię o wyższości ciemności nad światłością, lub odwrotnie, i że w tym wszystkim będzie już mi obojętne, jak zakończą się losy postaci, które śledzę od początku MKP. Cała nadzieja w Icariumie i Forkrul Assailach i powrocie do formy Karsy Orlonga - Erikson, nie spieprz tych wątków!
Środek lokomocji Gildii Trygalle, w powozie siedzi Mappo, na górze Zrzęda, dynamiczna scena przedstawia wyjście z groty Maela, na kole Kartograf, truposz i pasażer na gapę z groty śmierci
Epicki finisz, płonący Darudżystan, Barathol Mekhar, Ogar Światła i Ogary Cienia (ilustracja nieprecyzyjna, gdyż tych pierwszych było dziesięć, tych drugich pięć)
Przekomiczny, a jednocześnie osobliwie straszny Mag Cienia, Iskaral Krost (tutaj opędza się od swojej przyszywanej żony Mogory, pajęczego d'versa)
Dassem Ultor i Anomander Rake
Już nie śmieszny, a niezmiernie irytujący Kruppe

Brak komentarzy: