Czas napisać jakąś recenzję. Sporo ostatnio przeczytałem, a nie miałem szczególnie serca, by się rozpisywać na ten temat. Zacznę od dopiero co zakończonej lektury "Powrotu Karmazynowej Gwardii" Iana Camerona Esslemonta.
Jak już zapewne pisałem wcześniej Steven Erikson i Ian Esslemont to współtwórcy świata Malazu. Najpierw na podbój czytelniczych dusz ruszył ze sporym powodzeniem Erikson ze swoją Malazańską Księgą Poległych, by potem dołączył do niego Esslemont, korzystając niejako z sukcesu kumpla. Esslemont dołączył w połowie MKP, stąd też to współtworzenie jest do tego stopnia wspólne, że dotychczasowe powieści Esslemonta stanowią uzupełnienie lub rozszerzenie wątków poruszonych przez Eriksona w ramach MKP mniej więcej od "Łowców kości". "Powrót Karmazynowej Gwardii" (dalej PKG) jest tego nadwornym przykładem.
PKG jest drugą powieścią Esslemonta, debiutancką "Noc noży" zjechałem za tragiczną fabułę i chaos akcji, bohaterowie też nie ryli beretu, oględnie rzecz ujmując. Akcja PKG toczy się bezpośrednio po ucieczce Łowców Kości z Malazu (opisanej w "Łowcach kości"). Cesarzowa Laseen dała wiarę słowom ludobójcy Korbolo Doma i zdrajcy Mallicka Rela (wydarzenia z "Bram domu umarłych" i "Domu łańcuchów") czyniąc tego pierwszego Mieczem Imperium, a Rela jej faktycznym zastępcą w administracji cesarstwa. Wszyscy wkoło widzą, że to wpuszczenie wężów do własnego gniazda, ale z niewiadomych przyczyn Laseen nikogo nie słucha, tym bardziej swojej przybocznej Tavore Paran. Wierna Tavore, która dla swej cesarzowej zniszczyła życie własnej siostrze, a tutaj została potraktowana nieomal jak zdrajczyni, musiała salwować się ucieczką przy pomocy m.in. Kalama Mekhara, który przy okazji solidnie zredukował stan liczebny Szponu, cesarskiej siatki skrytobójców. Tavore i jej armia zostali więc renegatami, a Laseen została z wężami w gnieździe, z czego oczywiście nie zdawała sobie sprawy, chociaż wszyscy wkoło od razu przejrzeli knowania Mallicka Rela.
Powyższy krótki wstęp stanowi podwaliny pod właściwą fabułę PKG. A ta dzieli się na sporo równoległych wątków, z których najważniejsze są:
- knowania Mallicka Rela w celu objęcia władzy cesarskiej,
- tytułowy powrót Karmazynowej Gwardii, rozłożony niejako na raty (Gwardia składa się z czterech kompanii stacjonujących na czterech różnych kontynentach, obserwujemy losy każdej z nich),
- zdrady i podziały wewnątrz Karmazynowej Gwardii,
- wędrówka Dassema Ultora i Ereko, do których w pewnym momencie dołącza młody i naiwny Kyle, renegat z Gwardii,
- walki na pograniczu równiny wickańskiej,
- d'vers Ryllandaras oraz siana przez niego śmierć i zniszczenie,
- powstanie ligi taliańskiej przeciwko panowaniu Laseen, czyli bunt miast na kontynencie Quon Tali (coś podobnego jak bunt w Siedmiu Miastach, opisany w BDU), któremu przewodzą przedstawiciele starej gwardii, dawni kompanii cesarza Kellanveda (wspominany epizodycznie przez Eriksona Urko Crust, Toc Starszy, ojciec znanego czytelnikom Toca Młodszego, Amaron, Choss i inni).
Co zaskakujące w PKG losy ludzi nie przenikają się z losami Ascendentów. Co prawda przewijają się Osserc, Królowa Snów, Kallor, Kaptur, Tron Cienia, czy nawet sam Okaleczony bóg, ale nie ma tutaj jakiejś intrygi w zaświatach, ot Ascendenty uzupełniają jedynie właściwą akcję.
Generalnie od strony fabularnej miłośnicy świata malazańskiego nie mają co narzekać, wydarzenia są równie bogate, co w MKP, PKG stanowi po prostu istotne uzupełnienie wątków z cyklu Eriksona. Trzeba przyznać, że Esslemont w PKG mocno się poprawił koncepcyjnie i realizacyjnie, stworzył dzieło epickie, analogicznie konstrukcyjne do książek Eriksona. Co prawda jest to wszystko na poziomie mocno średnim, ale zasadniczy zręb fabularny trzyma się kupy od początku do końca. Jednocześnie właśnie dzięki temu porównaniu widać, że Erikson jest zwyczajnie lepszym pisarzem od Esslemonta. Bohaterowie, opisy akcji, przechodzenie pomiędzy wątkami, to wszystko jest u Esslemonta suche, pozbawione polotu, takie drewniane. Erikson jednak potrafi nadać poszczególnym wątkom charakterystyczny rys, głębię, czytelnik jest w stanie identyfikować poszczególnych bohaterów po dwóch, trzech zdaniach, a Esslemont tego nie potrafi. Zdarzają mu się rzeczy udane, m.in. postać Ereko, ale jako czytelnik miałem wrażenie, że Erikson wycisnąłby z tej postaci znacznie więcej.
Tak więc zasadniczą zaletą PKG pozostaje rozbudowa wątków, które w MKP były potraktowane pobieżnie przez Eriksona. Jednym z nich jest ogólnie wątek Karmazynowej Gwardii, która u Eriksona przewijała się w didaskaliach dwóch, trzech powieści MKP. Fajnym elementem jest też kontynuacja losów niektórych postaci. Z takim Żelazną Kratą czytelnik rozstał się w "Przypływach nocy", a tutaj Esslemont fajnie kontynuuje losy Kraty i jego kompanii. Esslemont wyjaśnia też co się dalej działo z innymi postaciami np. Topperem (zaginął w "Łowcach kości"), Dassemem Ultorem, Urko Crustem, Cartheronem Crustem, Kallorem, Taschrennem, czy Wickanami(przemykali przez karty "Bram domu umarłych", "Domu łańcuchów", "Łowców kości").
PKG daję ocenę 6/10. Więcej książek Esslemonta nie ukazało się do tej pory w Polsce. W sumie nie można się dziwić, skoro liczba potencjalnych odbiorców jego literatury jest wprost proporcjonalna do skali jego talentu, mnie samego jego pisarstwo jednak w jakiś sposób odrzuca, a powieści czytam tylko dlatego, że stanowią istotne uzupełnienie bogatego świata malazańskiego. Niewątpliwie czeka mnie zatem wyzwanie, aby ściągnąć i przeczytać 912 stron "Stonewieldera" w języku angielskim, kolejne powieści pióra Esslemonta. A tymczasem przystępuję do bardzo długiego finiszu z MKP, na pierwszy ogień "Myto ogarów", pora dowiedzieć się o dalszych losach Mappo Trella, Karsy Orlonga, pozostałych przy życiu Podpalaczy Mostów i innych bohaterów cyklu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz