wtorek, 31 grudnia 2013

Poświąteczne podsumowanie grudnia 2013r. część 2


4. Jeff Vandermeer - trylogia o Ambergris
Monumentalne dzieło Vandermeera to new-weird jak ta lala, fantastyka najwyższego sortu. Absolutne objawienie tego miesiąca, unikatowa, wspaniała epopeja odmiennych stylów literackich i ultra interesującego świata przedstawionego. Jeden z najbardziej niezwykłych projektów, z jakimi dane mi było do tej pory się zetknąć. Na ok. 1500 stronach trzech powieści Jeff Vandermeer tworzy fantasmagoryczno-realistyczną wizję miasta, które stopniowo poddawane jest wewnętrznej inwazji, powierzchownie toczone jest rakiem anarchii i szaleństwa, patrząc dogłębnie jest to jednak efekt klasycznego najazdu obcych. Ale czy aby na pewno? Rzeczywistość przenika się z iluzją, wszechobecne spory i grzyby sprawiają wrażenie, że Ambergris to miraż zbiorowej halucynacji pacjentów psychiatryka. Oszałamiająca rozmachem, przesycona zgnilizną i dekadencją wizja miasta upadku i anarchii, gdzie to, co spaja jest zbudowane z wilgoci i miękkiej materii. Trylogia o Ambergris jest wyzwaniem dla czytelnika, ale na tyle przystępnym i zwyczajnie ciekawym, że wystarczy samozaparcie, by przebrnąć przez całość do ostatecznego poznania istoty szarych kapeluszy. Bo to właśnie szare kapelusze są elementem który dosłownie i w przenośni spaja miasto i trylogię o Ambergris w jedną całość.
zbiór symboli-kluczy stanowiących jedną z podstawowych zagadek Ambergris
  • "Miasto szaleńców i świętych" (ocena 9/10) należy traktować jako powieść mozaikową. Kilkanaście róznych historii, od klasycznego opowiadania poprzez fikcyjny przewodnik, monografię o kałamarnicach, a skończywszy odręcznych notatkach lekarza-psychiatry z ambergrisowego szpitala. Kluczowe elementy spajające wszystkie historie w jedną całość są czasami podane nawet gdzieś w didaskaliach fikcyjnej 50-stronicowej bibliografii do monografii na temat kałamarnicy królewskiej! Niesamowite przeżycie. "Miasto szaleńców i świętych" stanowi właściwą prezentację Ambergris, poznajemy jego przedstawicieli, artystów, misjonarzy, historyków, po zwykłych ludzi. Każdy z bohaterów toczy prywatną walkę z rzeczywistością. "Miasto szaleńców i świętych" to także popis erudycji pisarskiej Vandermeera, autor z niezmierną łatwością tworzy monografię przesyconą barokowym stylem i obłędem fikcyjnego kałamarologa, esej historyczny autorstwa Duncana Shrieka, czy też klasyczne w formie opowiadanie. Pojawiają się tutaj epizodycznie Janice Shriek, Mary Gabon i Duncan Shriek.
  • "Shriek: Posłowie" (ocena 8/10) - kanwą opowieści są przenikające się losy Janice Shriek, jej brata Duncana Shrieka oraz jego protegowanej Mary Gabon, opowiedziane mocno subiektywnie przez tą pierwszą, skomentowane w didaskaliach przez tego drugiego, w zamierzeniu posłowie do "Hoegbottońskiego przewodnika po wczesnej historii miasta Ambergris" autorstwa właśnie Duncana Shrieka, w rzeczywistości pamiętnik rodzinny, stanowiący także istotne i właściwe wprowadzenie do genezy szarych kapeluszy, dopowiedzianej potem w "Finchu". Forma pamiętnika oraz subiektywizm Janice Shriek sprawiają, że "Shriek: Posłowie" czyta się dosyć ciężko momentami, niemniej to tutaj znajduje się najlepszy wątek całej trylogii, a więc opis wydarzeń podczas jednego z Festiwali Słodkowodnej Kałamarnicy. To, co się dzieje na tych kilkunastu stronach dosłownie wgniata w fotel i powoduje opad szczęki. Najsłabszy jest motyw romansu Shrieka z Mary Gabon, trochę za dużo tutaj maślanki i różowych okularów. Oprócz tego oczywiście także tutaj Vandermeer nie bawi się w ciuciubabkę i nie ułatwia czytelnikowi życia z ogromną łatwością tworząc "Shrieka" Posłowie" jako pełnokrwisty pamiętnik pod względem stylu i konceptu. 

  • "Finch" (ocena 9,5/10) - najbardziej klasyczna w stylu i formie część trylogii o Ambergris, utrzymana w tonacji bardzo mrocznego kryminału noir, stanowiąca doskonałe podsumowanie doskonałej trylogii o mieście Ambergris. Akcja jest linearna i toczy się około stu lat po wydarzeniach opisanych w "Shriek: Posłowie" i Ambergris jest już miejscem opanowanym przez nieludzką dyktaturę szarych kapeluszy. John Finch jak każdy w Ambergris ma swoje tajemnice, niemniej Vandermeer funduje mu taka katorgę ze strony niemalże wszystkich, że nie przypominam sobie, by był bohater bardziej zmasakrowany w historii literatury. Wysoce kosztowne jest poznanie prawdziwej historii szarych kapeluszy, czytelnik cierpi wraz z Finchem dochodząc prawdy. Część tej prawdy wypłynęła już w "Shrieku: Posłowie", ale dopiero tutaj elementy układanki składają się w miarę spójną całość (czytelnik wie tyle, ile Finch) i pozwalają na uzyskanie odpowiedzi na pytania nawarstwiające się od pierwszych stron "Miasta szaleńców i świętych". A jeżeli kryminał noir to nie ma tez problemu, by Vandermeer swój styl dostosował do konwencji, a więc zdania są krótkie urywane, dialogi doprawione szczyptą czarnego humoru i wszechobecnego fatalizmu. Majstersztyk. 
Podsumowując krótko, epickie dzieło Vandermeera jest kwint i esencją literatury, właśnie dla takich rzeczy kocham literaturę! Są oczywiście pewne niedociągnięcia, stąd brak maksymalnej oceny, niemniej są to pierdoły niepozbawiające powieści Vandermeera zasadniczych walorów literackich. 


5. James Herbert - "Jonasz" (ocena 4/10)
"Jonasz" to kolejna w ostatnim czasie przypominajka ze szczeniackich czasów, kiedy zaczytywałem się Koontzem, Mastertonem, Herbertem i innymi autorami zapewniającymi dreszczyk strachu. Jeszcze bardziej niz w przypadku "Włóczni" "Jonasz" nie jest horrorem. "Jonasz" to napisany na zamówienie, dla kasy, dosyć drętwy i nudny kryminał z mystery w tle. Sprzedawanie tego jako horror świadczyć może tylko o buractwie wydawcy. Powiastka napisana całkiem poprawnie, ale co z tego, skoro historia Kelso i jego mrocznego cienia zupełnie mnie nie zainteresowała, a końcowy niby-twist należy traktować jako desperacki krok Herberta w celu ratowania mistyki swojej książki. 

6. Agatha Christie - "Tajemniczy przeciwnik" (ocena 5/10)
Powieść jest taka jak tytuł - bardziej chce, niż może.Utrzymana w lekkim, wręcz sztubackim tonie historyjka o parze młodych weteranów I wojny światowej, którzy wobec kryzysu na rynku pracy postanawiają założyć coś na kształt awanturniczej agencji detektywistycznej. I oczywiście dosłownie z miejsca dostają zlecenie, które zmienia ich życie o sto osiemdziesiąt stopni. Dużo tutaj zbiegów okoliczności, mało typowego śledztwa charakterystycznego dla opowieści o Herkulesie Poirot, jednak Poirot co klasa, to klasa. Końcowy twist wydumany i ewidentnie nastawiony na wywołanie maksymalnego zaskoczenia, a przy tym jakiś taki niezbyt prawdopodobny. Na plus w sumie tylko to, że się dobrze czytało.

To na tyle z podsumowania książek przeczytanych w grudniu. Być może w kolejnym wpisie pokuszę się o czytelnicze podsumowanie roku 2013, ale nie obiecuję, bo to różnie ze mną bywa niestety, entuzjazm w moim przypadku wyparowuje równie szybko, co się pojawia.

Brak komentarzy: