niedziela, 5 października 2014

Ebola - epidemia ludzkiej biedoty

Na wiosnę tego roku w mediach całego świata gruchnęła sensacyjna wiadomość, że w krajach środkowo-zachodniej Afryki wybuchła kolejna epidemia wirusa z grupy ebola. Jak to we współczesnych mediach bywa, początkowo była to informacja nie schodząca z czerwonych pasków, dzisiaj wszyscy dziennikarze przechodzą nad informacjami z Afryki do porządku dziennego, szukając kolejnych sensacji. Ale ja nie o poziomie współczesnych mediów, a o tym, że pomimo zakończenia wrzawy medialnej, walka z epidemią trwa, a skala zjawiska jest niespotykana w historii dla tego rodzaju epidemii:
To są oczywiście przypadki zarejestrowane. Dane te są regularnie aktualizowane, np. na dzień 23 września 2014r. liczba zarażonych i zgonów w Liberii wynosiła odpowiednio 3.458 i 1.830 osób. Jak na tym banalnym przykładzie widać, ebola szaleje i nie ma zamiaru odpuścić. 
Aby unaocznić problemy z ebolą podam teraz kilka faktów dostępnych w internecie (dużo przydatnych informacji znajduje się pod tym adresem):
1. Najważniejszym faktem jest to, że do dnia dzisiejszego nie wynaleziono szczepionki na ebolę. Trwają oczywiście intensywne prace, ale póki co walka z epidemią sprowadza się wyłącznie do diagnostyki i profilaktyki (odpowiednia odzież ochronna, brak bezpośredniego kontaktu z chorym i wydzielinami jego chorego organizmu typu krew, mocz).
2. Pierwsze przypadki gorączki krwotocznej zwanej ebolą wybuchły w Afryce równikowej, tj. południowym Sudanie i przede wszystkim w północnym Zairze we wrześniu 1976 roku. O tych wydarzeniach opowiada William T.Close w swojej powieści "Ebola", o której powiem za chwilę.
3. W 1976 roku epidemia pojawiła się na dwa miesiące i zniknęła, pochłonęła jednak mnóstwo ofiar wśród osób, które zostały zarażone wirusem eboli, statystycznie można było nazwać epidemię pandemonium. Chwilę potem stwierdzono w badaniach, że jest to nowa odmiana filowirusa, podobna w objawach do tzw. gorączki marburskiej, odznaczającej się jednak mniejszą śmiertelnością. 
4. Infekcja wirusem ebola przebiega z wysoką gorączką i objawami skazy krwotocznej oraz wysypką plamisto-grudkową na skórze. Wirus atakuje prawie wszystkie wewnętrzne narządy, powodując zapalenie wątroby, nerek, mięśnia sercowego, płuc, trzustki, jąder. 
5. Do zakażenia dochodzi na drodze kropelkowej, pośredniego i bezpośredniego kontaktu (z czego te dwa ostatnie mają największe znaczenie). Wirusy te wrażliwe są na promieniowanie jonizująceświatło słoneczne, temperaturę powyżej 60 °C oraz powszechnie dostępne chemiczne środki do dezynfekcji (fenolalkohol metylowy).
6. Wirus gorączki krwotocznej ebola jest wymieniany w kategorii A jako jeden z najgroźniejszych czynników o wysokim potencjale bioterrorystycznym. Nigdy nie były użyte na polu walki, choć badania nad tym były prowadzone (szczególnie przez ZSRR). Obecnie ich znaczenie jako broni B jest wątpliwe, ze względu na szczególne tendencje wirusa do samoograniczania swojego rozszerzania (duża śmiertelność i gwałtowny przebieg). Poza tym jedną z trudności przy wykorzystaniu Eboli jako broni biologicznej jest problem z uzyskaniem wirusa. 
Jak wynika z powyższego ebola to wirus gwałtowny i morderczy, ale stosunkowo łatwy do opanowania. Wystarczą podstawowe środki ostrożności, izolacja chorych, dezynfekcja, higiena osobista oraz odzież ochronna, którą po użyciu należy natychmiast spalić. Nie dziwi zatem, że ebola szczególną pożywkę znajduje w biedocie afrykańskiej, gdzie warunki sanitarne (brak kanalizacji), obyczajowe (bliscy śpią przy łóżku lub pod łóżkiem chorego, całe rodziny żegnają zmarłego m.in. poprzez uścisk dłoni), higieniczne (brak kultury mycia się wynikający częściowo z biedy i braku wykształcenia) są na katastrofalnym poziomie. Do tego dochodzą takie akcje, jak ta w Monrovii (Liberia), gdzie ze szpitala uciekło kilkunastu zarażonych, kradnąc przy okazji zabrudzony sprzęt (materace). 
Pojawiające się co jakiś czas w mediach paniczne wieści o tym, że do krajów zachodnich przedostał się osobnik zarażony gorączka krwotoczną są niepokojące, ale profilaktyka w krajach zachodnich, przy wyżej podanych właściwościach eboli, wyklucza epidemię na szerszą skalę. Jedynym realnym zagrożeniem dla ludności krajów cywilizacji zachodniej jest mutacja eboli w coś groźniejszego lub upadek cywilizacji, za którym pójdzie zacofanie społeczne i medyczne. Póki co, nie ma podstaw, by się do tego obawiać. 
W 1995 roku William T. Close, jeden z lekarzy biorących czynny udział w walce z epidemią z 1976r., napisał fabularyzowaną powieść dokumentalną o wydarzeniach w Zairze. Powieść Close'a jest oparta na faktach, to bardziej fabularyzowany dokument, relacja z epidemii dzień po dniu, niż pełnoprawny thriller. Nie oznacza to, że nie czyta się tego z dreszczem pod łopatkami, fakty mówią same za siebie i są przerażające: ludzka głupota nie zna granic. 
Postacią przewodnią powieści pt. "Ebola" jest osoba siostry Weroniki, ale istotne są również inne siostry zakonu występujące pod imionami Augustyna, Lucie, Matylda, czy Antonia. Próbowałem znaleźć w sieci jakieś informacje o osobach kryjących się pod tymi literackimi godłami, ale niestety nie znalazłem, oprócz zdjęcia poniżej, z jego angielskim podpisem. 


Close opisuje też postaci autentyczne pod ich prawdziwymi nazwiskami. Na poniższym zdjęciu dwie pielęgniarki stoją przy łóżku swojej koleżanki Mayingi w szpitalu w Kinszasie, Close poświęcił jej kilka stron, dramat Mayingi jest jednym z najbardziej przejmujących na kartach powieści. 
Poniżej przedstawiciel CDC z Atlanty (takie światowej sławy centrum badań nad chorobami zakaźnymi) pali odzież ochronna, użytą przy chorych. Być może jest to powieściowy Aaron Hoffmann.
I jeszcze kilka zdjęć z Yambuku 1976 autorstwa Belga Petera Piota, który był na miejscu w czasie epidemii (ciekawe, że Close nie wspomina o żadnym Belgu w swojej książce). Na zdjęciach m.in. bohaterskie siostry misyjne.
Rysunek przedstawiający rozprzestrzenianie się wirusa, może być przydatny także przy czytaniu powieści
rzeka Ebola w 1976r.
Yambuku współcześnie
Yambuku, październik 1976r

Co znamienne w powieści Close'a oficjalna nazwa wirusa pada tylko w tytule. Close jest oszczędny w wyrażaniu emocji swoich bohaterów, skupia się bardziej na tym, co robią, niż co myślą, niemniej dosyć dobrze udaje mu się oddać skalę przerażenia i odwagi towarzyszących siostrom i miejscowym lekarzom, podczas gdy wszyscy wokoło umierają. Antonia zamyka się w sobie i popada w stałą apatię, co powoduje, że zamienia się w pustelnika, przełożona Augustyna jest twarda i opanowana, ale w środku cieszy się, że wyjeżdża, z kolei Weronika jest odważna, energiczna i niezależna, ale i ona załamuje się i wpada w panikę, gdy po oficjalnym ogłoszeniu zakończenia epidemii w szpitalu misyjnym pojawia się nowy pacjent z gorączką krwotoczną. Close w "Eboli" stawia pomnik tym ludziom, księżom i siostrom misyjnym, lekarzom i pielęgniarkom, którzy ryzykując własnym życiem i umierając razem z tubylcami, pozostali na miejscu od początku do końca. Na tym przede wszystkim skupia się Close, na wpływie epidemii na życie lokalnej społeczności. W tle jest bezradność medycyny zachodniej w starciu z nowym zagrożeniem biologicznym oraz wpływ afrykańskiej realpolitik na życie ludności i ich dostęp do podstawowych potrzeb takich jak opieka medyczna, czy szkolnictwo. Pomimo tego że warsztat autora pozostawia wiele do życzenia (np. porzucenie jednego wątku), to jego powieść jest świetna właśnie poprzez ukazanie dramatów pojedynczych ludzi, przy tym dla autora ważni są także miejscowi lekarze, powieściowi Miatamba, czy Masangaya.
Autor z córką, znaną aktorką Glenn Close
Podsumowując, ebola to temat bieżący, zbiera swoje żniwo, a skala aktualnej epidemii i jej narastanie budzić może niepokój o to, kiedy się to zatrzyma. Niemniej wpadać w panikę nie ma co, zwyczajne środki ostrożności powinny wystarczyć, aby ebola nie wydostała się poza obszar Afryki równikowej. 

Brak komentarzy: