Człowiek kształtuje swój gust przez całe życie. Gustów jest tyle, ilu ludzi na świecie i dlatego o gustach się nie dyskutuje, wyświechtana fraza. Jeszcze gorzej jest określić, nazwać swój własny gust. Piszę te słowa, bo właśnie teraz, słuchając energetycznego kawałka muzy, dotarło do mnie, jak treściwie zdefiniować swój gust. Tym słowem jest EPA.
Moja epa to dynamiczne, energetyczne połączenie rytmu, przekazu i formy. To musi być sztuka przez duże "Sz", przy czym Sztuka to kolejny element mojego gustu, który musiałbym wyjaśnić, a nie za bardzo mi się chce. Epicka sztuka. To jest to, co mnie rajcuje. Może to być epa muzyczna, literacka, audiowizualna, archeologiczna, religijna. Cokolwiek. Ważne, żeby się kwalifikowało jako epicka sztuka. Żeby nie być gołosłownym, oto kilka przykładów (niekoniecznie reprezentatywnych).
Muzycznie:
Chuck Billy i jego wokal to epa wszechczasów.
Instrumentalne top 3 wszechczasów, tylko to szwargotanie :(
Filmowo:
Cały film jest świetny, ale ta ta scena swą epą rozwala system.
Walter White is a danger. I wszystko jasne. Najlepszy serial wszechczasów, 62 odcinki czystej, niebieskiej epy.
I książkowo:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz