środa, 31 października 2012

Sunt lacrimae rerum

"19.Co myślicie o bóstwach El-Lata i Al-Ozza
20.I o Manat, trzeciem ich bożyszczu? 
21.To najprzedniejsze boginie 
22.I można liczyć na ich wstawiennictwo"
- szatańskie wersety

"(...)W swoich pierwszych snach widzi początki, Szejtana zrzuconego z nieba, usiłującego chwy­cić gałąź wyrastającą z najwyższej Rzeczy, drzewo lotosu, najdalszy kraniec stojący pod Tronem, Szejtana przegrywającego, spadającego jak kamień w dół, chlap. Ale nadal żyje, nie umarł, nie mógł umrzeć, śpiewał z tego diabelskiego dna swoje łagodne, kuszące wersety. O, te słodkie pieśni, które znał. Jego córki wspierały go diabelskim chórkiem, o tak, wszystkie trzy, Lat Manat Uzza, pozbawione matki dziewczyny śmiejące się razem ze swoim Abba, tłumiące dłońmi cichy śmiech z Gibrila, co za kawał przygotowujemy dla ciebie, chichoczą, dla ciebie i tego biznesmena na wzgórzu.(...) Biznesmen: oto nadchodzi. (...) Nadchodzi: wspina się po zboczu góry Cone do jaskini. Wszy­stkiego najlepszego z okazji urodzin: dzisiaj skończył czterdzieści cztery lata. Lecz mimo że miasto za nim i poniżej niego wypełniają hucznie świętujące tłumy, on wspina się, samotnie. Nie dla niego nowe urodzinowe ubrania, starannie wyprasowane i złożone na posła­niu. Człowiek o ascetycznych upodobaniach. (Co to za dziwny biz­nesmen?)
Pytanie: Co jest przeciwieństwem wiary?
Nie niewiara. Zbyt ostateczne, pewne, kategoryczne. Samo w so­bie jest swego rodzaju wiarą.
Odpowiedź brzmi: Powątpiewanie.(...)"


"(...)I któ­regoś dnia sam Mahound wymyka się. Kiedy jego ucieczka zostaje odkryta, Baal układa pożegnalną odę:
Jaką ideą
wydaje się Uległość* dziś?
Wylęknioną myślą.
Ideą, która bieży sobie gdzieś.(...)"


"(...)Każdej nowej idei, Mahoundzie, stawia się dwa pytania. Pierwsze zadaje się wtedy, gdy idea jest słaba: Jakiego rodzaju ideą jesteś? Czy należysz do tych idei, które idą na kompromis, układają się, przystosowują do społeczeństwa. Szukają dla siebie schronienia, aby przetrwać, czy też jesteś przekorną i krwiożerczą myślą, sztywną jak kij ciężką idiotką, która prędzej złamie się niż ugnie pod podmuchem wiatru? - Tym rodzajem, który najprawdopodobniej, dziewięćdziesiąt dziewięć razy na sto, zostanie starty na proch; ale, za setnym razem, zmieni świat.
- Jakie jest drugie pytanie? - zapytał głośno Gibril.
Odpowiedz najpierw na pierwsze.(...)"
i dalej: "(...)Mahoundzie, każdej nowej idei zadaje się dwa pytania. Kiedy jest słaba: czy pójdzie na kompromis? Znamy odpo­wiedź na to pytanie. A teraz, Mahoundzie, jako że wracasz do Dżahi­lijji, czas na drugie pytanie. Jak postępujesz, kiedy zwyciężasz? Kiedy wrogowie są zdani na twoją łaskę i niełaskę i kiedy twoja władza staje się absolutna: co wtedy?(...)"


Ciężko poprzez recenzję wyrazić zachwyt nad powieścią, a jednocześnie być zrozumianym przy opisie elementów, które zachwyciły, jeżeli autor operuje językiem, stylem, jak w powyższych fragmentach. Stąd wcześniej i później liczne cytaty, które zamieszczam dla zobrazowania swojego zachwytu nad prozą Salmana Rushdiego.

Warto przed lekturą "Szatańskich wersetów" zrobić sobie research. Dzięki temu będzie wiadomo m.in. kim są Lat, Manat i Uzza, kim jest biznesmen i jaką rolę odgrywa w tym Gibril, Aisha, Koran itd. Samodzielne odkrywanie sekretów "Szatańskich wersetów" jest ekscytujące. Słowniczek na końcu powieści jest bardzo przydatny, ale nie wyjaśnia wielu subtelności. Do tego odnosiłem cały czas wrażenie (słuszne zapewne), że tłumaczenie pozostawia wiele do życzenia (styl Rushdiego jest płynny, elokwentny, poetycki wręcz, a tutaj to wszystko często sprawiało wrażenie nieczytelnego bełkotu, zgrzytało, co stanowi dodatkowe utrudnienie).

Wskazany na początku "fragment Koranu" podobno w swojej pierwotnej wersji tak brzmiał, w wersji oficjalnej, aktualnie obowiązującej wersy 21 i 22 miało to być zmienione. Na czym polega kontrowersja, która spowodowała, że Rushdie jest centralnym podmiotem pewnej fatwy? El-Lata, Al-Ozza i Manat to boginie czczone w Mekce w okresie Dżahilijji (okres przedislamski). Mahomet wygłaszający tam kazania, na zadane pytanie (wersy 19-20), miał odpowiedzieć jak w wersach 21-22. Jest to o tyle istotne, że wskazane wersy całkowicie negują propagowany przez Mahometa allachowski monoteizm, a jednocześnie podkreślają polityczny i przyziemny charakter głoszonych przez Mahometa poglądów (doraźność Koranu jako elementu lokalnej polityki Mahometa). Nie wiem ile w tym prawdy, a ile legendy, ale nie może więc dziwić, że wersy te zostały potem usunięte z Koranu, skoro zagrażały spójności teologicznej rodzącej się religii.

Słów parę na temat rzeczonej fatwy (i na tym będzie koniec, bo nic tak nie wypromowało "Szatańskich wersetów" oraz zaszkodziło przez to obrazowi Islamu, jak krzywdzące i debilne zachowanie fundamentalistów islamskich). W gorącej wodzie kąpane łby tych Arabów, którzy czytują Koran jak Mein Kampf i uważają, że słowa jakiegoś człowieka, żyjącego kilka tysięcy stuleci wcześniej, do dnia dzisiejszego na wiele sposobów źle odczytane, mogą stanowić podstawę do usprawiedliwienia wszelkich działań zmierzających do mordowania ludzi pod pretekstem obrony wiary, która z założenia jest pokojowa. Czy tym zakutym łbom nie przyszło do głowy, że tytuł książki odnosi się także, a może przede wszystkim do samej powieści? Że dla Rushdiego jego dzieło także stanowi pewną ekspiację własnego, twórczego kontaktu z podszeptem szatana? Że sztuka sama się broni, a ograniczanie jej interpretacji wyłącznie (jak to wynika z treści fatwy) do tego, że powieść jest "przeciwko islamowi, Prorokowi i Koranowi" jest infantylne i świadczy o ograniczeniu umysłowym ludzi, którzy w to wierzą? Przede wszystkim zaś, że liczne nawiązania do Koranu, skorzystanie z szatańskich wersetów stanowi dla autora tylko i aż literacki środek wyrazu i nie należy tego odczytywać dosłownie, zwłaszcza, jeżeli powieść zalicza się do realizmu magicznego? W ostateczności bowiem okazuje się, że obraz Mahometa przedstawiony w powieści jest jak najbardziej pozytywny, pomimo tego że odarty z mitologii i legendarnych naleciałości. Ja rozumiem, że ciemny lud każdą bzdurę kupi, ale na tym właśnie polegać ma rola przywódców religijnych, żeby te masy odpowiedzialnie uświadamiać. Rzeczona fatwa jest więc o tyle absurdalna, że fragmenty odnoszące się do Mahometa i mitycznych szatańskich wersetów mają znaczenie wyłącznie drugoplanowe, stanowią jedynie podbudowanie historii Fariszty i Czamczy. Świadczy między innymi o tym to, że Fariszta jedynie śni swoją wersję objawień, których rzekomo dokonywał Mahometowi na górze Cone jako archanioł Gabriel, śni i śni się również innym postaciom, np. reprezentującym skrajny odłam Islamu. Fundamentaliści też mają swojego przedstawiciela w powieści, którym jest Imam, beneficjent demokratycznego Zachodu, wygnaniec, walczący z nim i wszystkim, co jest z nim utożsamiane:
"(...)Historia - trucizna, dzieło i opętanie Diabła, wielkiego Szejtana, to największe z kłamstw - postęp, nauka, prawa - przeciwko którym Imam występuje. Historia jest zejściem ze Ścieżki, wiedza jest ułudą, ponieważ skarbiec wiedzy zapełnił się do końca w dniu, w którym Al-Lah zakończył przekazywanie swoich objawień Mahoundowi. <<My usuniemy zasłonę historii - głos Bilala przenika w zasłuchaną noc - i kiedy to się spełni, ujrzymy Raj w całym jego blasku i chwale>>(...)".

Dosyć religijnego tałatajstwa, teraz tylko i wyłącznie o literaturze przez duże L. "Szatańskie wersety" to arcydzieło realizmu magicznego, skojarzenia z "Mistrzem i Małgorzatą" jak najbardziej na miejscu (różnica jest tylko taka, że ta druga powieść zdecydowanie mnie nie zachwyciła). Arcydzieło, w którym umiejętne przedstawienie "fałszywej" historii początków Islamu, stanowi antrakt, uzupełnienie właściwej historii dwójki protagonistów "dobrego" diabła Saladyna Czamczy, i "złego" anioła Gibrila Fariszty. Ich losy, przesycone niesamowitym bogactwem kulturowym i religijnym Indii, magią właściwą dla realizmu magicznego, na tle materialistycznego i nieco jednowymiarowego Zachodu, są fascynujące i zaskakujące.

Opisując swoich bohaterów Rushdie pozwala sobie na wiele interesujących przemyśleń, i sam nie wiem ile z nich ma charakter autobiograficzny, czy autoparodystyczny:
"(...)przez lata całe z pierwszych dwóch tygodni w swoim ulubionym Eloen Deigreken** pamiętał jedy­nie funty szterlingi i pensy, podobnie jak ten uczeń króla-filozofa Chanakji, który zapytał wielkiego człowieka, co miał na myśli, mó­wiąc, że można mieszkać i jednocześnie nie żyć na tym świecie, i który w odpowiedzi otrzymał polecenie, by pod groźbą kary śmierci przeniósł wypełniony po brzegi dzban przez tłum świętujących ludzi nie uroniwszy kropelki. Kiedy uczeń powrócił, nie potrafił opisać przebiegu uroczystości świątecznych, ponieważ cały czas zachowy­wał się jak ślepiec, widząc jedynie dzban na swojej głowie.(...)"
"(...)Człowiek, który wymyśla sam siebie, potrzebuje kogoś, kto by wierzył w niego, aby udowodnić, że zamysł mu się powiódł.(...)"
"(...)Kiedy wielka idea przy­chodzi na świat, wielka sprawa, zadaje się wtedy zasadnicze pytania - mówiła półgłosem. - Historia pyta nas: jaki rodzaj sprawy reprezen­tujemy? Czy jesteśmy bezkompromisowi, bezwzględni, silni, czy też okażemy się oportunistami, którzy idą na kompromis, lawirują i pod­dają się? (...)"

Wydaje się też, że Rushdie pisząc "Szatańskie wersety" spodziewał się, że jego artystyczna wizja spotka się z fatwą. Końcowe fragmenty opisujące losy Baala, satyryka, który pozwolił sobie sparafrazować i zadrwić z haremu Mahounda:
"(...)Jestem Baal - oznajmił. - Nie uznaję żadnej władzy oprócz władzy mojej Muzy; lub ściślej mówiąc, tuzina moich Muz.
Straże pochwyciły go.
Generał Chalid chciał przeprowadzić egzekucję Baala od razu, lecz Mahound zażądał, by poeta stanął przed sądem bezpośrednio po rozprawie nierządnic. Toteż kiedy dwanaście żon Baala, które roz­wiodły się z kamieniem, aby poślubić jego, poetę, zostało już skaza­nych na śmierć przez ukamienowanie, co było karą za ich niemoralne życie, Baal stanął twarzą w twarz z Prorokiem, zwierciadło naprzeciw odbicia, ciemność naprzeciw jasności.(...) Tak więc został skazany na ścięcie w przeciągu godziny i kiedy żołnierze brutalnie wyprowadzili go z namiotu, by powieść ku miej­scu egzekucji, krzyknął przez ramię: - Nierządnice i pisarze, Mahoundzie. Jesteśmy ludźmi, którym nie możesz wybaczyć.
Mahound odpowiedział: - Pisarze i nierządnice. Nie widzę tu żadnej różnicy.(...)"


"Szatańskie wersety" są powieścią niezwykle złożoną, która wymaga maksymalnego skupienia, koncentracji. Tutaj każde zdanie, każde słowo, czy przecinek niesie ze sobą mnogość interpretacji, informacji, nawiązań. Nawiązania te pojawiają się dodatkowo w sposób zawoalowany, nieczytelny, tylko wcześniejsza znajomość faktów pozwala na właściwe domysły co do ich znaczenia. Dla zapalonych czytelników, którzy uwielbiają, kiedy autor ufa ich inteligencji i oczytaniu, jest to nie lada gratka i wyzwanie, dla pozostałych niemożliwa to osiągnięcia północna ściana Eigeru. Kopalnia odniesień, metafor, oksymoronów, mądrości, prawd życiowych i prawd banalnych.

Do tego Rushdie opowiada równolegle kilka historii, (nie)sen Fariszty, który stanowi niejako parafrazę spełniania się proroctw Mahometa, antagonistyczną relację Fariszta-Czamcza będący przewrotną parafrazą potyczki dobra ze złem, czy nawiedzoną pielgrzymkę mieszkańców wioski z Indii do Mekki. Te historie się przenikają na różnych poziomach, np. tu i tu pojawiają się postaci noszące identyczne imiona typu Miszal, Hind, albo nazwiska będące miejscami kultu np. Cone itd. Tych wspólnych płaszczyzn jest tyle, że sam zapewne spostrzegłem niewielką ich część. Niesamowita gimnastyka wyobraźni. Są w ramach powieści historie absolutnie genialne, arcydzieła prozy, jak między innymi przedostatni rozdział, opowiadający o "przejściu" przez Morze Arabskie nawiedzonych pielgrzymów. Granice pomiędzy fantazją, a rzeczywistością, pomiędzy racjonalnością, a religijną ekstazą, chorobą psychiczną, czy zwykłym złudzeniem są płynne i niebezpieczne, o czym świadczą podejmowane przez bohaterów wybory. Do samego końca czytelnik nie jest w zdanie rozróżnić tych elementów, wskazać właściwą interpretację zdarzeń, jest skazany na wybór, tak jak bohaterowie Rushdiego. Końcówka, rozstrzygnięcie losów Fariszty i Czamczy, wręcz wgniata w fotel, stanowi znakomite zakończenie oszałamiającej swą wieloznacznością fabuły, pojęcie szatańskich wersetów nabiera symbolicznego charakteru i stanowi epitet-wytrych dla zrozumienia przesłania powieści. Genialne, po prostu genialne***.

Sporym utrudnieniem w lekturze (i także odbiorze całości) są liczne dygresje. Przyznam, że i mnie to wielokrotnie przeszkadzało, zwłaszcza, że powieść czyta się długo i żmudnie, i zwyczajnie umykają z pamięci wcześniejsze partie książki. Rushdie lubuje się rozwodzić nad każdą niemal postacią w książce, dużo czasu zajmują wplatane dygresje, monologi, opisy światów wewnętrznych postaci, które w zasadzie nie odgrywają potem większej roli. Oczywiście te dygresje są równie interesujące, co główny wątek, przy czym w żaden sposób nie zagrażają spójności powieści, niemniej jest to pewien problem, jeśli idzie o ogarnięcie zamysłu autora.

Czy jednak "Szatańskie wersety" są najlepszą powieścią Rushdiego? Nie jestem w stanie na tę chwilę zweryfikować, gdyż do tej pory przeczytałem jedynie dwie lekkie baśnie pisarza "Harun i Morze Opowieści" oraz "Luka i Drzewo Życia", które były bardzo dobre, ale zasadniczo dla dzieci. Na pewno "Szatańskie wersety" są książką najgłośniejszą, która wyniosła autora na podium znanych pisarskich nazwisk. Na pewno jest to dzieło wybitne, wyśmienite, literatura piękna z najwyższej półki, o sporym ciężarze gatunkowym, niezapomniane dzieło i, pomimo braku akcji, trzymające w imadle zainteresowania, bynajmniej nie z uwagi na kontrowersyjną interpretację historii islamu. Bez wątpienia każdy szanujący się czytelnik powinien zapoznać się z prozą Rushdiego, która jest trudna, ciężka, ale wnosi ze sobą wiele niezapomnianych wrażeń czytelniczych. Żeby wejść łagodnie w wyobraźnię Rushdiego najlepiej zacząć od lekkiej i przyjemnej lektury "Haruna..." lub "Luki...", a dopiero potem pozwolić się przygnieść innym jego dziełom. W tej kolejności "Szatańskie wersety" są ze wszech miar godne polecenia, ale niekoniecznie obowiązkowe.

Na koniec kilka wyrwanych z kontekstu, świetnych cytatów:
"(...)Góra lodowa to woda, która stara się być lądem; natomiast góra, szczególnie góra w Himalajach, a w szczególności Everest, jest z ko­lei próbą ziemi, by przemienić się w niebo; jest unieruchomionym lotem, ziemią zmienioną - prawie - w powietrze, czymś, co w istocie rzeczy, stało się wyniosłe(...)"
"(...)Ostatnią emocją goszczącą na twarzy ojca, tuż po bezowocnych wysiłkach służb medycznych, była nieopisana groza, tak wyraźna, że Salahuddin stanął jak skamieniały. Co widział? Co czekało tam na niego, na nas wszystkich, że tak przeraziło tego dzielnego człowieka? Kiedy było już po wszystkim, powrócił do łóżka Czangeza i dostrzegł uśmiech przylepiony do wykrzywionych ust.(...)" Co widział? Obraz ze szpitala nie dawał Salahuddinowi spokoju. Dlaczego był tak przerażony? I skąd na koniec wziął się ten uśmiech?(...)"
"(...)Świat, jak ktoś napisał, jest miejscem, którego istnienie potwier­dzamy, umierając na nim.(...)"

* dosłowne tłumaczenie słowa "islam" (uległość, poddanie się Allachowi)
** kraina z marzeń, wyśniona kraina (tutaj Londyn)
*** (uwaga mały spoiler!!!) w polskim tłumaczeniu, na które już psioczyłem, jedno końcowe zdanie jest źle przetłumaczone, co dosyć istotnie zmienia sens całości - "Let's get the hell out of here"  powinno być, a jest "Wynośmy się stąd" (zwrócił na to uwagę w swojej recenzji MajinFox na lubimyczytac.pl, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny)

3 komentarze:

MajinFox pisze...

Świetna recenzja!

Im więcej czasu upływa, tym bardziej chciałbym sobie odświeżyć książkę. Widzę, że wydają co raz ładniejsze tomy Rushdiego, ciekaw jestem, czy ktoś się odważy i wypuści nowe wydanie "Szatańskich wersetów" z lepszym tłumaczeniem.

Pozdrawiam,
MajinFox

Mamerkus pisze...

Dzięki :)

Też się w sumie zastanawiam dlaczego nie wznowiono jeszcze "Szatańskich wersetów", trochę już od eskalacji fatwy czasu minęło, temat powinien być już bezpieczniejszy.

Anonimowy pisze...

http://www.empik.com/szatanskie-wersety-rushdie-salman,p1068655766,ksiazka-p