poniedziałek, 3 listopada 2014

Skrót za siatkę cz.6 (Sorokin, Pielewin, Petecki, Averill)


1. Wladimir Sorokin - "Lód" (ocena 2/10), "Bro" (ocena 1/10) "23000" (ocena 1/10) 

Przeczytałem trylogię "Światło i lód" Sorokina i przyznam szczerze, że szkoda mi energii na płodzenie osobnych recenzji dla każdej powieści. "Lód", "Bro" i "23000" zostaną przeze mnie podsumowane krótko i dobitnie - ordynarne wodolejstwo. Zmarnowałem czas, moje astrocyty uległy nieodwołalnemu zidioceniu, a szacunek dla literatury rosyjskiej puka w dno Rowu Mariańskiego od spodu. Sorokin zrobił sobie z czytelników jaja i jeszcze zgarnął za to niezły hajs. 
W zasadzie jedyne, co się broni w trylogii Sorokina, to stylizacja języka. Rosyjski pisarz ma niepodważalną łatwość w pisaniu różnymi stylami, kolokwializmami, dialektami, czy to w pierwszej, czy trzeciej osobie, do tego jest niezłym opowiadaczem. Tylko co z tego, skoro fabularnie historia bractwa światłości leży i kwiczy jak prosię zabijane lodowym młotem.
Ostrzegam wszystkich przed tymi trzema powieściami, sięgnijcie raczej po "Lód" Dukaja, rzecz cięższego kalibru pod kilkoma względami, ale przynajmniej wszystko trzyma się tam kupy i czytelnik ma poczucie obcowania ze świetną literaturą. Trylogia Sorokina zaś to niemożebnie rozwleczona do trzech powieści kupa zbędnych nonsensów, gdzie potencjału wystarczyłoby co najwyżej na pięćdziesięciostronicowe opowiadanie jakiegoś anonimowego debiutanta. Podobno Sorokin to niezły pisarz, ale na razie niaemam na to namacalnych dowodów. 

2. Wiktor Pielewin "Napój ananasowy dla pięknej damy" (ocena 5/10)
Pomimo tego że nie mam zbyt dobrego zdania na temat literatury wschodnioeuropejskiej, to i tak wzięło mnie coś ostatnio  i po Sorokinie sięgnąłem po Pielewina. Z Pielewinem miałem już wcześniej do czynienia za sprawą totalnie pokręconej powieści o tytule "T". Nic wtedy nie zrozumiałem z historii hrabiego T., ale byłem pod wrażeniem wyśmienitej erudycji, ciężarówki świetnych pomysłów fabularnych i ciętego, bogatego języka literackiego. Ostatecznie "T" dostała ode mnie ocenę bardzo dobrą.
Z podobnym nastawieniem przystąpiłem do "Napoju...". Miało być zero głębi, ale mnóstwo zabawy i celnej refleksji nad otaczającym nas światem. I taki produkt otrzymałem. Szkoda, że nic ponadto. Kilka absurdalnych historyjek, opowiedzianych z pozorną powagą, stanowi bardziej prozatorski żart, aniżeli pełnokrwistą powieść ze wspólną myślą przewodnią. Poszczególnych opowieści nie łączy wspólny mianownik, no chyba że za takowy uznać twórczą interpretację sytuacji geopolitycznej Rosji i świata. Jeżeli miałbym wybierać, to najlepszy jest dialog Borysa ze swoimi oprawcami w noweli o sekcie thugów.

3. Bohdan Petecki "Operacja wieczność" (ocena 6/10)
Kilka miesięcy temu wydawnictwo Solaris zaczęło wydawać cykl Archiwum Polskiej Fantastyki. W ramach tej serii pojawiły się nazwiska Peteckiego. Borunia, Żwikiewicza, Białczyńskiego, czy Zajdela. Nie da się ukryć, że było dla mnie sporym zaskoczeniem istnienie innych niż Lem rodzimych twórców s-f epoki PRL. W związku z tym zainteresowałem się tematem i w antykwariatach wyszukałem kilka pozycji m.in. Peteckiego, oczywiście po okazyjnych cenach.
"Operacja wieczność" jest właśnie jedną z tych antykwarycznych pozycji, a przy tym pierwszą moją literacką przygodą z twórczością Bohdana Peteckiego. No i mam mieszane uczucia. Niewątpliwie największą zaletę tekstu jest, że praktycznie w ogóle się nie zestarzał. Wizja przyszłości jest nadal aktualna i wciągająca (pantomaty!), a drobny anachronizm w postaci nazywania klonowania "kopiowaniem" można wybaczyć, jeżeli weźmie się pod uwagę, że ideą przewodnią powieści Peteckiego jest nieśmiertelność, a samo kopiowanie ma być środkiem do osiągnięcia tego celu. Zresztą jednym z dwóch głównych wątków "Operacji wieczność" są rozważania autora nad koncepcją tego, co zostaje z osobowości człowieka po takim "skopiowaniu" (główny bohater swoim postępowaniem doprowadza do sytuacji, gdzie współistnieje on-oryginał i on-kopia, a następnie obserwujemy interakcje zachodzące między bohaterem w dwóch wersjach). Oprócz tego mamy tutaj porządny dreszczowiec (akcja wewnątrz pantomatu), dramat osobisty, czy też konflikt nowe-stare w oparciu o świat przed i po operacji wieczność. Tak więc na 130 stronach bardzo dużo się dzieje, Petecki porusza ciekawie wiele fundamentalnych wątków, które do dzisiaj pozostają świeże.
Niestety "Operacja wieczność" jest pozycją ciężką w odbiorze. Banalny tytuł zwodzi, bo powieść wymaga stałej koncentracji, żeby się nie zgubić w przekazie autora. Język Peteckiego, dialogi, wszystko podawane jest w didaskaliach, czytelnik stale musi się domyślać sensu tego, co czyta. Wątki się przeplatają, Petecki nie ułatwia sprawy gmatwając swoim stylem przekaz. Nie da się ukryć, że zaważyło to na ogólnej ocenie z mojej strony, chociaż czytając "Operację wieczność" w tramwajach i autobusach nie miałem zbyt dobrych warunków do koncentracji. Być może gdybym czytał książkę w zaciszu domowego kominka, to miałbym łatwiej, a i ocenę wystawiłbym wyższą.
W każdym bądź razie "Operacja wieczność" to porządna, klasyczna s-f, która zachęciła mnie do przeczytania kolejnych powieści Peteckiego, na półce już czekają "Strefy zerowe" oraz "Tylko cisza".

4. Alan Averill "Piękny kraj" (ocena 3/10)
Koszmar wykonania. Chaos koncepcyjny. Bohaterowie - kukły emocjonalne. Głębia przydrożnej kałuży. Główny bohater to japońsko-irlandzki mieszaniec mikrus, połączenie McGyvera i Bear Gryllsa z jednej strony oraz nerdowskiego prawiczka, co to nie potrafi dotknąć leżącej mu na kolanach dziewczyny bez zmoczenia się. Z bliżej niewyjaśnionych przyczyn postanawia się zabić, chyba chcąc w ten sposób położyć kres swojej seksualnej niewydolności. Główna bohaterka to córka irańskiego emigranta, która postanawia uciec przed osobistym bólem i cierpieniem ... na wojnę do Afganistanu. Dobra decyzja, sam bym tak zrobił. Razem tworzą najbardziej niedorzeczną parę w historii literatury, to już nawet Romeo i Julia byli bardziej dobrani.
A co z fabułą? Jest znośna, bo stanowi kalkę sprawdzonych pomysłów fantastycznych i zwyczajnie nie było tutaj niczego, co dałoby się spieprzyć.
Averill ma jednak talent do pisania, potrafi wciągnąć, jego styl jest płynny i atrakcyjny, a najlepiej wychodzą mu elementy horroru (np. przejmujący grozą atak wrażego ptaka przez komin w opuszczonej chałupie). Dostałby ode mnie większą notę, gdyby tylko nie bawił się w głębię psychologiczną, drętwe dialogi oraz wielką, prawiczą miłość pomiędzy bohaterami.

Brak komentarzy: