Po latach zawieszenia, po ponad sześciu latach braku jakiejkolwiek aktywności, byłem zdumiony, że blog nadal istnieje. O tyle sytuacja jest żenująca, że w różnych formach aktywności internetowej nadal istnieje odesłanie do mojego bloga. Chcąc zadośćuczynić karygodnemu porzuceniu własnego dziecka postaram się reaktywować na blogu, wrzucając bieżące odczucia czytelnicze, a może także innego rodzaju "atrakcje", jak sprawozdania z meczy tenisowych, czy górskich wyjazdów. Dobrze jest rozpocząć reaktywację od powieści, która naprawdę zasługuje na rzetelne przemyślenia, a zatem "Niewyczerpany żart" Davida Fostera Wallace'a.
Jak opisać, zrecenzować powieść liczącą sobie 1100 stron małą, gęstą czcionką (w tym 100 stron przypisów czcionką już prawie niewidoczną), o bogactwie treści, intertekstualności, głębi przekazu, psychologiczno-obyczajową, w taki sposób, aby nie popaść w banał.
Niewątpliwie "Niewyczerpany żart" jest powieścią unikatową, zjawiskową, wydarzeniem kulturalnym naszych czasów, po lekturze stoję na stanowisku, że każdy ambitniejszy czytelnik, który poszukuje zawsze nowych bodźców w literaturze, powinien sięgnąć po dzieło Wallace'a. Genialna, niemalże arcydzieło, wciągająca i męcząca, sprawiająca sporo satysfakcji i wkurwiająca.
Na lubimyczytac.pl jest niezła, oficjalna recenzja streszczająca zasadniczy zrąb fabularny powieści. Zapoznanie się z tą (czy inną) recenzją nie będzie żądnym spojlerem, tylko ułatwieniem w podążaniu za fabułą, uzyskaniem punktu zaczepienia w opowieści nielinearnej, bogatej w didaskalia, opisy, szczegóły, przeżycia wewnętrzne, a nade wszystko zdania wielokrotnie złożone, czasami zajmujące po pół strony i więcej. Tak naprawdę nie fabuła jest istotą "Niewyczerpanego żartu", jest ważna i nie pretekstowa, ale tak naprawdę służy autorowi do stworzenia jedynego w swoim rodzaju świata przedstawionego, trochę fantastyka bliskiego zasięgu, zdecydowanie więcej obserwacji współczesnego świata akademickiego, środowisk AA, uzależnień poszczególnych bohaterów od wszystkiego (narkotyki miękkie, twarde, leki, psychotropy, alkohol, seks). Czyta się ciężko, żmudnie, czytelnik przedziera się przez morze gęsto zasolone wydarzeniami, przemyśleniami bohaterów, detalami technicznymi, autor nie opuszcza żadnego szczegółu, pisze od serca. Nie ma tutaj wartkiej akcji, opisy są rozwlekłe, szczegółowe, często w formie strumienia świadomości danego bohatera, do tego istotne elementy fabuły poukrywane w tych strumieniach (uwadze ambitniejszych polecam np. spróbować wychwycić moment, kiedy Gately i Hal działają razem - dla ułatwienia, są to zaledwie trzy zdania w całej powieści!, które mają znaczenie dla historii). Nie dość, że jest to skondensowane 1100 stron zbitego formalnie tekstu, każde zdanie jest ważne, nieprzypadkowe, pomimo tego że sam język powieści nie jest trudny, to Wallace unika dosłowności, ufa inteligencji czytelnika i wiele istotności umieszcza w kontekstach. Nadto tekst jest gęsto upakowany nielinearną fabułą, rozbitą mozaiką faktów, której fragmenty trzeba sobie samemu poukładać. Są fragmenty, która czyta się świetnie, dynamiczne (kilkustronicowy opis oczekiwania ćpuna na dostawę towaru, czy upiorny wojny łazienkowe z karaluchami kanalizacyjnymi wręcz wgniatają w fotel, w takich momentach miałem aż wypieki na twarzy, co jest u mnie objawem obcowania z literaturą genialną), są też takie, że nie można się skupić, złapać punktu zaczepienia, i trzeba wracać, odnajdywać wątki. Czysta, rozkurwista epa słowa spisanego miesza się z pozornie bełkotliwymi dłużyznami.
"Niewyczerpany żart" to wielka rozprawka na temat wszystkiego, osią są uzależnienia, każdy jest od czegoś uzależniony, bo wymaganiom współczesnej cywilizacji (przynajmniej w wersji amerykańskiej klasy średniej i wyższej) układ nerwowy żadnego człowieka nie jest w stanie sprostać bez wspomagaczy i ulepszaczy tegoż, co za tym idzie Wallace'owi sporo zajmuje zdrowie psychiczne jednostki w zatomizowanym, skomplikowanym na wielu poziomach i oderwanym od natury społeczeństwie. Dalej, indywidualne zdolności tzw. talent, kto i jak jest w stanie sprostać oczekiwaniom otoczenia w tym zakresie (w powieści chodzi głównie sport), czym jest sława związana z sukcesem. Z wątków politycznych bardzo aktualne kontroli systemowej ze strony władz każdego aspektu życia społecznego, w wizji Wallace'a rzeczywistość to wręcz korporacyjna dystopia, są nawet nawiązania do "Roku 1984", czy "Mechanicznej pomarańczy". Sam tytuł jest nawiązaniem do "Hamleta", tudzież niektórzy bohaterowie są alter ego bohaterów dramatu Szekspira (Hal jako Hamlet, Avril - Gertruda, Pemulis - Horacy, James - duch ojca).
"Niewyczerpany żart" ma montypythonowski powab na sterydach np. wrażą organizacją terrorystyczną są Zamachowcy na Wózkach Inwalidzkich* (AFR), jedną z organizacji społecznych jest Związek Odrażająco i Nieprawdopodobnie Oszpeconych), a jednym z bohaterów Lyle - guru fitnessu, którego pokarmem jest pot i emocje bywalców siłowni. Do tego autor serwuje w przypisach 10 stron abstrakcyjnej filmografii jednego z bohaterów.
"Niewyczerpany żart" można scharakteryzować fragmentem powieści: "Teoria leżąca u podstaw żartu zakładała, że nie ma widowni ani reżysera, ani sceny, ani dekoracji, ponieważ w Rzeczywistości żadna z tych rzeczy nie istnieje. Bohater nie wie, że jest bohaterem, ponieważ w Rzeczywistości nikt nie myśli, że występuje w jakimś dramacie".
Bohaterowie to osobna kategoria zasługująca na uwagę. Obok unikatowych indywiduów, takich jak rzeczony Lyle, Boczna Alice, Bidul Tony, Gately, czy cała familia Incandenzów jest jeszcze cała rzesza postaci trzecio i czwartoplanowych, z których każdy otrzymuje swoje pięć minut na łamach powieści. Każdy bohater jest w jakiś sposób wykolejony przez los, pogięty psychicznie, a jeżeli na zewnątrz wykazuje pozornie normalne objawy społeczne, to za chwilę zostanie przekręcony przez system (np. szkołę). Wszyscy są maniakalno-kompulsywni na swój oryginalny sposób, zresztą kompulsywność, to zdaje się być słowo-klucz do powieści. Fabularnie śledzenie losów bohaterów przypomina serial "The wire". Czytelnik w pewnym momencie już czuje, że jeżeli gdzieś na łamach powieści pojawia się jakaś epizodyczna postać, to gdzieś (wcześniej lub później) autor zapoda jakąś encyklopedyczną, schizoidalno-montypythonowską historię tejże postaci.
"Niewyczerpany żart", to mistrzowskie dialogi i sceny rodzajowe, żywe, plastyczne, unikatowa mozaika świata przedstawionego i bohaterów, mozaika rozbita w drobny pył, której fragmenty czytelnik składa sobie w trakcie lektury, ale nie ma w tym żadnego fragmentu, nad którym autor by nie panował. Jest to także gargantuiczna robota tłumaczki Jolanty Kozak, to dzięki jej pracy powieść jest przystępna w języku polskim, a na pewno nie była to łatwa robota.
Wreszcie "Niewyczerpany żart" to z pewnością w jakiś sposób autobiografia autora, czerpie z własnych doświadczeń w zakresie uzależnień, spotkań AA, relacji z rodzicami, a przede wszystkim nastrojów kompulsywnych i depresji. Dlatego całość sprawia dojmująco szczere wrażenie.
Tłumaczka w posłowiu sugeruje przeczytanie powieści dwa, trzy razy, aby wyłapać wszystkie wewnętrzne fragmenty układanki, ale ogólnie to raczej zrobię to dopiero na emeryturze.
Gorąco polecam, lektura jedyna w swoim rodzaju, genialna i satysfakcjonująca.
* "Materializują się nie wiadomo skąd, są mistrzami podstępu, zasiewają lęk w kanadyjskich sercach prominentów i atakują bez ostrzeżenia, jeśli nie liczyć złowróżbnego poskrzypywania powolnych kół"